903 minuty. Przez tyle czasu Robert Lewandowski nie potrafił skierować piłki do siatki w meczu z orzełkiem na piersi. Najskuteczniejszy strzelec 1. Bundesligi przełamał się dopiero we wtorek, w wygranym 5:0 spotkaniu z San Marino.
– Na pewno cieszę się, że udało mi się strzelić po takim czasie, ale ja nie narzucałem sobie presji. Zawsze chcę strzelać gole, ale właśnie chodzi o to, by chcieć, a nie musieć – powiedział napastnik Borussii Dortmund.
Przed meczem z San Marino selekcjoner Waldemar Fornalik postanowił dokonać aż pięciu zmian w wyjściowej jedenastce. Szóstą wymusiła kontuzja Jakuba Błaszczykowskiego, który naciągnął lub naderwał mięsień przywodziciela. Na prawym skrzydle zastąpił go Kamil Grosicki, a w roli kapitana Lewandowski.
"Biało-czerwoni” przez pełne 90 minut dominowali nad rywalami, ale nie potrafili zrobić użytku ze stałych fragmentów gry (19 rzutów rożnych) i zbyt często podawali w poprzek zamiast do przodu. Łącznie oddali 21 strzałów, ale tylko pięć z nich znalazło drogę do siatki Aldo Simonciniego.
San Marino odpowiedziało akcją w 90 min, gdy Danilo Rinaldi urwał się Marcinowi Wasilewskiemu i wyszedł sam na sam z Arturem Borucem. Golkiper Southamton wyszedł jednak z opresji obronną ręką.
– To była świetna okazja na zdobycie gola. Szkoda, że się nie udało. Bardzo dziękuję polskim kibicom. Przed meczem bili brawo po naszym hymnie, a w trakcie spotkania skandowali "San Marino! San Marino!”. To wielka rzecz dla naszego maleńkiego kraju – powiedział Giampaolo Mazza, szkoleniowiec ostatniego zespołu w rankingu FIFA.
Fani nie byli równie łaskawi dla swoich ulubieńców, niemiłosiernie ich wygwizdując.
– Wiadomo, każdy z nas chciałby grać przy gorącym dopingu, ale spotkaniem z Ukrainą mocno nadszarpnęliśmy zaufanie kibiców. Zmienić mogą to tylko dobre wyniki – stwierdził Kamil Glik.
Najmocniej oberwało się Wasilewskiemu, który w 87 min wszedł w miejsce świetnie spisującego się debiutanta Bartosza Salamona. Dla obrońcy Anderlechtu Bruksela było to 60 spotkanie z orzełkiem na piersi i tym samym dołączył do Klubu Wybitnego Reprezentanta. W nagrodę dostał najgłośniejszą porcję gwizdów.
– Nic nie słyszałem. Zajmowałem się tym, co mam do zrobienia na boisku – stwierdził "Wasyl”, ale widać było, że jest mu przykro.
Dzieci z Kraśnika wyprowadziły piłkarzy
– W naszej wiosce mieszkają dzieci po bardzo trudnych przejściach. W pracy z nimi i sport jest bardzo ważny, uczy wytrwałości, współdziałania i konsekwencji. Wyjazd na taki mecz to dla naszych podopiecznych wielkie wyróżnienie i motywacja do dalszej ciężkiej pracy i rozwijania swoich talentów – powiedział Dariusz Krysiak, pedagog z SOS Wioski Dziecięcej w Kraśniku.
Dzieci miały okazję zobaczyć na żywo swoich piłkarskich idoli. Poznały też tajniki przedmeczowej ceremonii i wraz ze swoimi opiekunami gorąco dopingowały polskich piłkarzy.