To był ważny mecz dla dolnych rejonów tabeli. Ruch robił wszystko, aby wyskoczyć ze strefy spadkowej, a Górnik bronił się, żeby do niej nie wpaść. W dodatku „Niebiescy” przyjechali do Łęcznej żądni rewanżu za porażkę z pierwszej rundy.
Podopieczni Jurija Szatałowa znowu rozegrali dobre spotkanie, a co najważniejsze, w końcu byli skuteczni. W ostatnich pięciu kolejkach nie wygrali ani razu i strzelili zaledwie jednego gola. Zła seria została wreszcie przerwana.
Górnik wystąpił w składzie mocno zbliżonym do pierwszoligowego, tym razem bez niepotrzebnych eksperymentów.
To z pewnością miało duże znaczenie, bo piłkarze przebywający na boisku doskonale znali swoje intencje, wiedzieli, czego mogą się spodziewać, jak ustawić czy zaasekurować.
Jedną z najlepszych decyzji trenerów w ostatnim czasie było wstawienie do jedenastki Veljko Nikitovicia (tylko dlaczego tak późno?!). Serb jest sercem drużyny. W Ruchu wyeliminował Marka Zieńczuka. Jego doświadczenie i umiejętności są trudne do przecenienia.
Dzięki temu również więcej swobody w ofensywie otrzymał Tomasz Nowak, który nawet w przypadku straty piłki wiedział, że za swoimi plecami ma Nikitovicia, naprawiającego błędy kolegów. Pewnie zaprezentowali się obaj środkowi obrońcy, podchodzący wysoko, skracający pole gry oraz stwarzający liczebną przewagę.
Wreszcie też przypomniał o sobie Fiodor Cernych. Litwin był szybki jak wiatr, zdobył bramkę i wypracował rzut karny. Dwie kolejne asysty dołożył Grzegorz Bonin. Pierwszą tuż przed przerwą, kiedy piłkarze Ruchu byli już chyba myślami w szatni. Bonin dośrodkował piłkę z prawej strony, a Łukasz Mierzejewski zachował się jak rasowy napastnik. To był pierwszy celny strzał w tym meczu.
– Kiedyś grałem na środku ataku, ale byłem raczej niespełnionym napastnikiem – mówił Mirzejewski. – Ale dzięki temu szukam gry ofensywnej. Teraz jednak spełniam się jako obrońca. Staramy się grać bokami, ale Ruch to poważny przeciwnik. Dlatego mecz jest wyrównany – stwierdził po pierwszej połowie.
Gol do szatni to zawsze poważny cios. – To nic przyjemnego, jednak musimy się pozbierać i odrobić stratę – podkreślał Marek Zieńczuk.
– Wracają koszmary, bo znowu w takim momencie tracimy bramkę. Na razie schodzimy ze spuszczonymi głowami, ale postaramy się to zmienić – dodał.
Lecz zanim chorzowianie spróbowali na poważnie doprowadzić do wyrównania, dostali drugiego gola. Tym razem po akcji Bonina przytomnie w polu karnym zachował się Cernych. A gdy w 61 min Krzysztof Kamiński sfaulował rozpędzonego Litwina i Nowak jak profesor wykorzystał jedenastkę, nikt już nie miał wątpliwości, że bardzo ważne trzy punkty pozostaną w Łęcznej.