Paweł Gil jako jeden z ośmiu zawodowców, Jacek Małyszek w prestiżowej grupie TOP-AMATOR oraz Erwin Paterek, Grzegorz Pożarowszczyk, Robert Podlecki, Mateusz Złotnicki i Zbigniew Zych wśród arbitrów drugoligowych.
Mamy się czym pochwalić, bo zdecydowanie przewyższamy średnią krajową. Więcej arbitrów mają tylko województwa: mazowieckie, śląskie i łódzkie.
– Uważam, że to sukces, że mamy aż tylu sędziów. Bilans z poprzednich lat jest mniej więcej utrzymany – mówi Tomasz Mikulski, zastępca przewodniczącego Kolegium Sędziów PZPN.
– Co ważne, wśród arbitrów drugoligowych, każdy ma szanse na awans do grupy TOP-AMATOR. Początek sezonu to nowy okres rozliczeniowy. Ci, którzy wypadną w nim najlepiej, zostaną zauważeni – dodaje były lubelski arbiter.
Każdy z pięciu naszych sędziów w drugiej lidze musi jednocześnie patrzeć za siebie. Bo w przyszłym roku, po reorganizacji rozgrywek, liczba arbitrów drugoligowych zostanie zmniejszona o połowę.
Ograniczenie liczby arbitrów i zwiększenie rywalizacji z pewnością wpłynie pozytywnie na poziom sędziowania. Choć i tak ostatnio boiskowy rozjemcy unikali spektakularnych pomyłek, dzięki czemu zaczęto z większym szacunkiem mówić o ich pracy.
– Wpływ na zwiększenie poziomu sędziowania miało kilka różnych czynników. Na pewno procentuje system zawodowy. Arbitrzy, którzy podpisali już kontrakty muszą utrzymywać wysoką formę, żeby ich nie stracić, a pozostali, dopiero aspirujący do "zawodowstwa”, robią wszystko, żeby zasłużyć na promocję.
Nie bez znaczenia jest też profesjonalne przygotowanie fizyczne i kondycyjne. To ułatwia sędziom podejmowanie właściwych decyzji. Oczywiście, pomyłek nie da się w stu procentach wyeliminować, ale można ograniczyć je do niezbędnego minimum – twierdzi Mikulski.
Znacznie gorzej sędziowie wypadają ostatnio poza boiskiem.
Hubert Siejewicz, uważany za najlepszego polskiego arbitra, stracił kontrakt z PZPN po tym, jak przyłapano go na obstawianiu w zakładzie bukmacherskim, Tomasz Musiał został odsunięty od pierwszej kolejki ekstraklasy za trzykilogramową nadwagę, a Rafała Grenia spotkała kara za świętowanie awansu z jednym z klubów, którego spotkanie prowadził chwilę wcześniej.
– Wolałbym nie komentować tych spraw. Każda z nich jest inna i wymaga głębszej analizy. Wszyscy trzej zrobili błędy, których teraz na pewno żałują. Tyle, że skala tych przewinień była skrajnie różna – kończy zastępca przewodniczącego KS PZPN