ROZMOWA z Veljko Nikitoviciem, kapitanem Górnika Łęczna
– To trener decyduje o składzie zespołu, a ja nie jestem człowiekiem, który obraża się jeśli nie wyjdzie w podstawowej jedenastce. Dla mnie wyłącznie liczy się dobro mojego zespołu. W Ząbkach dostałem szansę i myślę, że nasza gra wyglądała całkiem nieźle. Ocena jednak należy do szkoleniowca, który ostatnio musi trochę zmieniać i szukać ustawienia.
• A pan jest zadowolony z gry i wyniku osiągniętego w meczu z Dolcanem?
– Zawsze można grać lepiej. Nie jest ani zadowolony, ani niezadowolony, pół na pół. Na pewno jakiś niedosyt pozostał, bo do Ząbek pojechaliśmy po zwycięstwo i rehabilitację po trzech porażkach.
• Coś jednak drgnęło, wygrać się nie udało, ale obronić drugą pozycję tak. Arka i Dolcan nie zniwelowały dystansu.
– Pojawiło się światełko w tunelu. Wywalczyliśmy jeden punkt na trudnym terenie, gdzie Górnik często przegrywał. Trudno skakać z radości po remisie, ale na pewno szanujemy tę zdobycz. Dzięki temu utrzymaliśmy drugą lokatę, dającą promocję do ekstraklasy. Ten punkt może być bardzo istotny w ostatecznym rozrachunku. Po porażce z Energetykiem usiedliśmy wszyscy w szatni i po męsku porozmawialiśmy. Na pewno nie byliśmy załamani, bo gdyby tak było, w Ząbkach też byśmy przegrali. Pomimo ostatnio słabszych wyników cały czas w drużynie panuje pozytywna atmosfera.
• Szkoda straconych goli, to efekt przemeblowanej defensywy, która popełniała błędy?
– Jeśli linia obrony jest dobrze zgrana, to zawsze spisuje się pewniej. Jednak nie zrzucajmy winy na defensywę, bo cały zespół za to odpowiada. A wiosną niestety tracimy za dużo goli. Dolcan strzelił nam dwa, a mógł nawet więcej. Rywale za łatwo dochodzą do sytuacji strzeleckich. W pierwszej rundzie potrafiliśmy zagrać za zero z tyłu, teraz nam to nie wychodzi. Dlatego szybko musimy powrócić do tej umiejętności. A w ataku zawsze coś uda się strzelić.
• Niestety nie utrzymaliście prowadzenia, a potem ten sam błąd popełnił Dolcan.
– Mobilizowaliśmy się, aby po objęciu prowadzenia przetrzymać pięć minut, ale nie udało się.
• W przerwie Maciej Szamtiuk miał pretensje do sędziego, pan również dyskutował z arbitrem.
– Nie chcę mówić o sędziowaniu. Natychmiast przypomina mi się sytuacja sprzed roku, kiedy po naszej porażce skrytykowałem sędziego, a potem miałem kłopoty. W przerwie powiedzieliśmy sobie, aby nie zastanawiać się nad pracą arbitra, który chyba był za słaby i mylił się w obie strony. Trener gospodarzy Robert Podoliński też miał do niego uwagi. Na pewno w pierwszej połowie czerwona kartka należała się Rafałowi Grzelakowi, który uderzył będącego bez piłki Tomka Nowaka. Nagorzej dzieje się, kiedy jeden błąd ktoś próbuje naprawić drugim.
• I nie myślał pan, że może zobaczyć drugą żółtą kartkę?
– Pierwsza była za nic. W takich sytuacjach czasem głowa zaczyna się gotować i robi się nerwowo. Mimo to wytrzymałem.
• W Górniku pojawił się kolejny problem z młodzieżowcami.
– W tej chwili został nam tylko jeden. Julek znany jest z tego, że potrafi grać ostrzej.
• Bełchatów odjechał wam już mocno w tabeli.
– I powoli może cieszyć się z awansu. Jednak pozostaje jeszcze druga lokata i my musimy pokazać charakter. Złapaliśmy zadyszkę, ale mam nadzieję, że wszystko wraca do normy i w najbliższym meczu z Kolejarzem znowu będziemy cieszyli się ze zwycięstwa. Ktoś powiedział, że prawdziwych mężczyzn poznaje się po tym w jakim stylu kończą, a nie zaczynają. I chcę, aby po ostatniej kolejce to o nas mówili, że jesteśmy prawdziwymi i fajnymi mężczyznami, a nie frajerami.