Rozmowa z Sylwią Matuszczyk, obrotową MKS FunFloor Lublin
- Ciężko było wrócić do Lublina po czterech latach?
– Myślę, że nie. Bardzo dobrze czułam się w Lublinie podczas pierwszego mojego pobytu, a obecnie aklimatyzacja przebiegła bardzo szybko, można powiedzieć, że błyskawicznie. Już po kilku dniach znowu poczułam klimat tego miasta.
- Na powrót nie trzeba było pani długo namawiać?
– Brakowało mi walki o wyższe cele, adrenaliny, w szczególności podczas rywalizacji z Zagłębiem Lubin. Kiedy gramy mecze z tym zespołem emocje zawsze sięgają zenitu.
- Co takiego jest w MKS FunFloor Lublin, że chce się do niego wracać?
– Na pierwszym miejscu jest historia tego klubu, która jest fenomenalna. Nobilitacją jest to, że mogę być zawodniczką MKS FunFloor i reprezentować ten zespół. Już teraz mam ciarki na skórze, kiedy pomyślę, że mamy wsparcie tak wspaniałych kibiców w tej pięknej hali. Także sam zespół jest bardzo ciekawy. To połączenie młodości i doświadczenia. Mam nadzieję, że to zaprocentuje w nowym sezonie.
- Jak przyjęły panią zawodniczki, te „stare”, ale także nowe, które tak jak pani grać będą w Lublinie w obecnym sezonie?
– Ze starszymi znałam się jeszcze podczas mojego poprzedniego pobytu. Nowe, te z zagranicy, też były pozytywnie nastawione. Już pokazały, że będą dla drużyny wartością dodaną.
- Dosyć długo w lubelskim klubie trenerami byli mężczyźni, o czym doskonale pani wie. Wróciła pani do zespołu, który od roku prowadzi kobieta. To dobre rozwiązanie?
– Nie ma w tym względzie żadnej różnicy. Każdy trener ma swoją wizję prowadzenia drużyny, którą mamy realizować. Wspólnie pracujemy dla dobra zespołu, razem chcemy osiągać jak najlepsze wyniki.
- Jakie są atuty MKS FunFloor?
– Myślę, że obrona i bramka. Dużo pracujemy nad tymi elementami. Chcemy aby to było naszym znakiem firmowym. Do tego trzeba jeszcze dodać szybkie kontry. Mamy naprawdę świetne skrzydłowe i bramkarki, musimy to wykorzystać.