AZS UMCS Volley znowu zgarnął trzy punkty. Ostatnia w grupie drugiej Ósemka Siedlce napsuła jednak lubliniankom sporo krwi i niewiele zabrakło, a urwałaby faworytkom przynajmniej „oczko”.
Już w pierwszym secie gospodynie miały sporo problemów. Najlepiej widać to po wyniku. Niespodziewanie tę część zawodów na swoją korzyść rozstrzygnęły siatkarki z Siedlec, które dosyć pewnie pokonały rywalki do 17. Akademiczki odpowiedziały jednak w drugiej partii i tym razem to one były górą i to aż 25:12.
Dwa kolejne rozdania były wyrównane, ale jednak ciut lepsze były zawodniczki z Lublina. W trzecim secie triumfowały 25:20, a w czwartej odsłonie AZS UMCS pokonał Ósemkę do 23. Dzięki temu nadal zajmuje drugą lokatę w tabeli.
– Nie ma co ukrywać, że mieliśmy drobne problemy z pokonaniem przeciwnika. W drużynie pojawiło się trochę kontuzji, a dziewczyny nie są gotowe do gry na sto procent. To musiało się odbić na naszej grze. W pierwszym secie był problem z realizowaniem założeń taktycznych. Siedlce naprawdę napsuły nam sporo krwi także w kolejnych. W obronie często dziewczyny nie stały na tych pozycjach co trzeba, ale najważniejsze, że wygraliśmy za trzy punkty – ocenia Bartosz Jesień, trener AZS UMCS Volley.
W następnej serii gier jego podopieczni pojadą do Warszawy na spotkanie z czwartym AZS JHN. Ta drużyna ma tylko cztery „oczka” mniej od lublinianek, dlatego każdy zdobyty punkt będzie niezwykle cenny.
AZS UMCS Volley Lublin – Ósemka Siedlce 3:1 (17:25, 25:12, 25:20, 25:23)
AZS UMCS: Hochołowska, Chadała, Elko, Urbańska, Duma, Kostur, Kłuś (libero) oraz Romaniuk (libero), Gieroba, Kowalczyk, Dzida, Wełna.
Nie taka Sandecja straszna
Spodziewały się trudnego meczu, ale okazało się, że rywalki nie miały żadnych szans. Tomasovia w sobotę łatwo pokonała Sandecję Nowy Sącz. Przyjezdne w całym spotkaniu ugrały zaledwie 44 punkty
Przed pierwszym gwizdkiem trener Stanisław Kaniewski miał obawy o końcowy wynik. – Na pewno nie będzie łatwo. Sandecja się wzmocniła i zrobi wszystko, żeby uratować ligowy byt – mówił nam szkoleniowiec.
W pierwszym secie rzeczywiście walka w wielu momentach była wyrównana. Gospodynie popełniły jednak kilka prostych błędów, psuły zagrywkę, a do tego łapały się na pojedyncze bloki przeciwniczek. Mimo to i tak triumfowały 25:19. Na szczęście im dalej w mecz, tym było już lepiej.
W drugim rozdaniu wszystko zaczęło funkcjonować tak, jak życzył sobie trener Kaniewski. Zagrywka była coraz lepsza, kilka punktów dorzucił blok i od razu były efekty na tablicy wyników – 25:14. W trzeciej partii pewne siebie niebiesko-białe rozbiły już rywalki. Tym razem wygrały aż 25:11. I ostatecznie szybko załatwiły sprawę.
– Pomimo tych ostatnich wzmocnień Sandecja jednak nie była w stanie nam zagrozić. Siatkówka to jednak sport, w którym z dnia na dzień nie da się zbudować drużyny. My nadal ciężko pracujemy i chociaż mamy swoje problemy, to dwa ostatnie mecze pokazały, że cały czas idziemy do przodu – cieszy się trener ekipy z Tomaszowa Lubelskiego.
Jak ocenia pierwszego seta? – Na pewno dziewczyny wzięły to do siebie, że rywalki są już innym zespołem i grały trochę usztywnione. Popełniliśmy sporo błędów. Z każdą piłką było jednak widać, że to ciśnienie powoli puszcza. Wszystko zaczęło się zazębiać i graliśmy już tak, jak powinniśmy – zapewnia trener Kaniewski.
Przyznaje też, że sytuacja w tabeli grupy czwartej zrobiła się bardzo ciekawa. W grze o dwa miejsca w turnieju półfinałowym walczą trzy drużyny, które odskoczyły reszcie stawki. To: Silesia Mysłowice, Marba Sędziszów Małopolski i właśnie Tomasovia. – Może być tak, że nawet komplet zwycięstw nie da nam awansu, bo na razie zajmujemy trzecie miejsce. Przed nami jeszcze sporo trudnych spotkań. Pierwsze już za tydzień, bo zawsze ciężko gra się nam w Krzeszowicach, później będzie też wyjazd do Szczyrku. Na razie koncentrujemy się jednak na najbliższym spotkaniu – przekonuje szkoleniowiec niebiesko-białych.
Tomasovia Tomaszów Lubelski – Sandecja Nowy Sącz 3:0 (25:19, 25:14, 25:11)
Toamsovia: Wąsik, Klisiak, Świerkosz, Orzyłowska, Rodak, Staworzyńska, Wiśniewska (libero) oraz Wałek, Kaczmarczyk, Lubas.