ROZMOWA Z Trency Jacksonem, zawodnikiem Startu Lublin
- Jak się czujesz w Lublinie?
– Na razie nie mam na co narzekać. Lublin bardzo mi się podoba. Dodatkowo koledzy z drużyny bardzo mi pomagają, zawsze kiedy muszę coś załatwić mogę na nich liczyć. Trener też mi pomaga. Powoli przyzwyczajam się do zupełnie nowego otoczenia.
- Po tych kilku meczach sparingowych możesz już coś powiedzieć na temat poziomu polskich drużyn?
– Spotkałem już kilku dobrych amerykańskich koszykarzy. Polacy też potrafią grać. Myślę, że do tej pory stoczyliśmy same wyrównane pojedynki. Dlatego ogólnie poziom jest całkiem wysoki. Potrzebuję jednak czasu, żeby pokazać wszystko, co potrafię, bo to tak naprawdę mój pierwszy klub w profesjonalnej karierze.
- Twój przydomek to DaAnswer (po polsku odpowiedź – red), grasz z numerem trzy, czy to oznacza, że jesteś fanem Allena Iversona?
– Dokładnie tak. Nie chodzi o to, że chcę naśladować jego grę, po prostu lubię go jako zawodnika.
- Jakie masz oczekiwania odnośnie tego sezonu?
– Dla mnie najważniejsze jest, żebyśmy awansowali do fazy play-off. Kiedy będziesz już w tej najlepszej ósemce, to później stawiasz sobie bardziej ambitne cele. Prawdę mówiąc nie mam żadnych indywidualnych oczekiwań. Najważniejsze jest dobro drużyny, a nie liczba punktów, jakie będę zdobywał. Chcę być ważny dla zespołu, ale będę szczęśliwy przede wszystkim z naszych zwycięstw.
- Dlaczego akurat Polska? Mogłeś pewnie wyjechać w każdy zakątek świata...
– Zgadza się, miałem sporo ofert z najróżniejszych klubów. Wydawało mi się jednak, że nie będę miał problemów, żeby się dopasować do waszej ligi. Dodatkowo, kiedy przed podpisaniem kontraktu spojrzałem na skład znalazłem tam nazwisko Andre Stringera. Tak się składa, że dorastaliśmy razem. Graliśmy ze sobą chyba odkąd mieliśmy siedem lat. Wtedy zdecydowałem, że przylecę do Polski. Niestety ostatecznie Andre nie ma z nami. Mam nadzieję, że wszystko z jego zdrowiem będzie w porządku i że nie będzie miał problemów z kontynuowaniem kariery.
- Uczestniczyłeś w treningach przed draftem do NBA. Miałeś nadzieję na znalezienie się w najlepszej koszykarskiej lidze świata?
– To cel każdego zawodnika. Mam nadzieję, że po zakończeniu sezonu będzie okazja, żeby poćwiczyć z kilkoma klubami, czy wystąpić w lidze letniej. Na razie jednak skupiam się na mojej grze w Polsce. Jeżeli chodzi o draft, to trenowałem z Memphis Grizzlies i Dallas Mavericks. To świetna sprawa, bardzo mi się podobały te zajęcia. Chociaż wyglądają nieco inaczej, bo jest sporo gry jeden na jednego, dwóch na dwóch, czy trzech na trzech. Miałem też okazję ćwiczyć z ciekawymi graczami, jak: Josh Richardson, który dostał się do składu Miami Heat, czy Andrew Harrisonem. To trochę szalone, ale prawdę mówiąc chyba wszyscy poza mną i Ryanem Harrow zostali wybrani w drafcie (śmiech).