FOT. MACIEJ KACZANOWSKI
Po letnich wzmocnieniach w kadrze Górnika Łęczna jest dwóch równorzędnych zawodników niemal na każdą pozycję
W poprzednim sezonie trener Jurij Szatałow prawie za każdym razem, gdy musiał wprowadzić na boisko rezerwowego, z niepokojem zerkał w stronę rozgrzewających się zawodników. Wszystko z powodu braku klasowych zmienników, czemu winne były przede wszystkim nietrafione zimowe transfery.
Na szczęście letnie okienko transferowe przyniosło pozytywne zmiany. Górnik ściągnął w sumie dziewięciu piłkarzy i wszyscy są poważnymi kandydatami do gry w wyjściowej jedenastce. Póki co miejsce w pierwszym składzie wywalczyli: Kamil Poźniak, Grzegorz Piesio i Leandro, ale kolejni już czekają w kolejce.
Szatałow wreszcie ma kłopot bogactwa. Na niemal każdej pozycji ma do dyspozycji dwóch równorzędnych zawodników. Dzięki temu kontuzje nie powinny być wielkim problemem. W niedzielę z Legią Warszawa nie zagra Łukasz Mierzejewski, który w ostatnim spotkaniu obejrzał czerwoną kartkę. Ale to żaden problem, bo w dobrej formie jest Paweł Sasin, który przeciwko Górnikowi Zabrze pokazał się z dobrej strony jako rezerwowy. To on zaliczył asystę przy zwycięskiej bramce dla łęcznian. A w odwodzie pozostaje przecież jeszcze ściągnięty z GKS Bełchatów Adrian Basta, który może grać na obu bokach defensywy.
Niedługo pole manewru jeszcze bardziej poszerzy wracający do pełnej dyspozycji po kontuzji Grzegorz Bonin. W poniedziałek zagrał tylko dziesięć minut. Za kilka dni będzie gotowy na dłużej. Gdy odzyska formę sprzed kontuzji, wróci na swoje miejsce na prawym skrzydle. Wówczas wszechstronny Grzegorz Piesio może zostać ustawiony na lewym skrzydle lub na swojej ulubionej pozycji ofensywnego środkowego pomocnika. Oczywiście, o ile wygra rywalizację z Fedorem Cernychem lub Kamilem Poźniakiem. A łatwo nie będzie.
– Nowi zawodnicy świetnie wprowadzili się do zespołu. Ciepło przyjęliśmy ich w szatni, a na boisku pokazują swoją wartość. Nic tylko przyklasnąć – mówi kapitan Górnika Veljko Nikitović.
Największą radością dla Szatałowa jest chyba rozwiązanie problemów z pozycją numer dziewięć. Bartosz Śpiączka strzelił już dwie bramki jako dżoker, ale nie będzie łatwo wygrać mu rywalizacji z Jakubem Świerczokiem.
– W ekstraklasie napastnicy są na wagę złota, a my mamy aż dwóch klasowych graczy na tej pozycji. Bartek to taki nasz rozrabiaka, nie boi się wsadzić głowę tam, gdzie inni nie wsadziliby nogi. Dzięki tej waleczności dochodzi do dobrych sytuacji i strzelił już dwie bramki. Natomiast Kuba bazuje raczej na umiejętnościach piłkarskich. Uważam go za wielki talent. W końcu nieprzypadkowo jako nastolatek grał w Bundeslidze. Potrzebuje jednak jeszcze trochę czasu, żeby lepiej wyglądać pod względem fizycznym – ocenia kolegów Nikitović.