(fot. MARCIN PIRGA/WISLACANPACK.PL )
Dzisiaj okaże się, jak poważna jest kontuzja Tess Madgen. W Lublinie wszyscy liczą, że Australijka będzie mogła jednak zagrać w kolejnych spotkaniach z Wisłą Can-Pack Kraków
Dwa pierwsze mecze pierwszej rundy play-off były dla Pszczółki swoistym papierkiem lakmusowym. Okazało się, że lublinianki są w stanie nawiązać walkę z każdym zespołem w kraju, nawet z mistrzyniami Polski. W sobotę potrafiły zwyciężyć na ich terenie, a w niedzielę grając w osłabieniu dzielnie walczyły o drugi triumf. Nie udało się, ale pozostawiły po sobie znakomite wrażenie. I gdyby nie kontuzja Tess Madgen mogłyby poważnie myśleć o awansie do kolejnej rundy. Bez Australijki zadanie może być jednak trudne do wykonania.
– Przed meczami z Wisłą powiedzieliśmy sobie z dziewczynami, że chcąc wygrać, musimy zatrzymać rywalki w granicach 60 punktów. W sobotę to się udało. Defensywa była kluczem do tego zwycięstwa. Niestety, straciliśmy Tess, co przy naszym dość wąskim składzie musiało się odbić na wyniku niedzielnego meczu. Ale dziewczynom i tak należą się słowa uznania za walkę – mówi Krzysztof Szewczyk, szkoleniowiec lubelskiego zespołu.
Madgen to jedna z najlepszych zawodniczek Pszczółki. Tak jak cały zespół miewała w tym sezonie słabsze chwile, ale najczęściej zaliczała się do najskuteczniejszych koszykarek. W sobotę z 16 „oczkami” na koncie była pod tym względem najlepsza w zespole. Niestety doznała kontuzji, która wykluczyła ją z gry w kolejnym spotkaniu. Niewykluczone, że ten sezon ma już z głowy.
Dzisiaj okaże się, jak poważny jest jej uraz. Wstępne diagnozy mówią o uszkodzeniu więzadeł w kolanie. Gdyby to się potwierdziło, czeka ją kilkumiesięczna przerwa. – Nie ma co ferować wyroków. Czekamy cierpliwie na rezonans magnetyczny. Po nim będziemy mądrzejsi. Wciąż mamy nadzieję, że kontuzja nie jest tak poważna i że Tess będzie mogła nam pomóc w rywalizacji z Wisłą – dodaje Szewczyk.
Bez Madgen szanse Pszczółki maleją niemalże do zera. Nawet z Australijką lublinianki mają dziewięć zawodniczek w rotacji. Bez niej zaledwie osiem. Niewiele przy dziesięciu koszykarkach, jakimi dysponuje trener Wisły Jose Hernandez. I tę różnicę było widać w niedzielnym starciu, gdy w końcówce akademiczki mimo znakomitego przygotowania fizycznego najzwyczajniej opadły z sił.
– Mimo wszystko się nie poddajemy. Jesteśmy w dobrej formie i bez względu na to, czy Tess będzie mogła nam pomóc, zrobimy wszystko, żeby sprawić niespodziankę i awansować do kolejnej rundy – kończy szkoleniowiec.