Żaden z podanych przez rządzących argumentów nie przekonuje mnie, że wprowadzenie stanu wyjątkowego jest uzasadnione. Utrudnienie życia mieszkańcom przygranicznych miejscowości, to koszt odsunięcia mediów i obserwatorów od uchodźców uwięzionych między Białorusią a Polską.
115 na Podlasiu i 68 w Lubelskiem miejscowości jest objętych stanem wyjątkowym wprowadzonym zarządzeniem prezydenta. Andrzej Duda przystał na wniosek premiera i tak oto mamy w Polsce sytuację – chciałoby się powiedzieć właśnie – wyjątkową. Taką, o którą apelowali politycy i lekarze podczas najgorszego okresu pendemii, a której wówczas nie zarządzono. Taką, w której wiele praw obywatelskich jest zawieszonych. Taką, która wskazuje, że wszystkie przewidziane prawem możliwości wyjścia z kryzysu już się wyczerpały.
Chodzi o granicę i zamkniętych pomiędzy Białorusią a Polską uchodźców. Ilu ich jest? Tego chyba nikt już nie wie, bo padają informacje o 30 osobach, inni mówią że jest kilkanaścioro. Nie ważne jednak ile, bo ważniejsze dziś jest to, że rząd wprowadzając stan wyjątkowy straszy dziesiątkami tysięcy uchodźców. Mówią, że jeżeli nie zaczniemy „wyjątkowo” działać teraz, to lada moment nie poradzimy sobie z tym szturmem na granicę. Tyle, że wcale nie wykorzystaliśmy wszystkich możliwości działania. Nie poprosiliśmy np. o pomoc UE i europejskiej agencji granicznej Frontex. Nie stało się w Usnarzu Górnym nic, co pokazuje że Polska w kwestii uchodźców stała się bezradna.
Rząd mówi też o rosyjsko – białoruskich manewrach przy naszej granicy. I to też ma być powód stanu wyjątkowego. Mam wrażenie, że mało kto wierzy w te argumenty. Nie pierwsze to takie manewry i nie ostatnie, a nigdy wcześniej nasi rządzący na rosyjskie prężenie muskułów nie reagowali tak nerwowo.
Żaden z podawanych przez władze powodów mnie nie przekonuje, że stan wyjątkowy jest konieczny. Przekonują mnie za to powody, o których władza nie mówi. Chodzi, w mojej ocenie, w tym wszystkim o odsunięcie od granicy dziennikarzy i działaczy organizacji społecznych - obserwatorów sytuacji. Z jakichś powodów władza nie chce mieć świadków, tego co na ziemi niczyjej ma się wydarzyć. Proszę nie zrozumieć mnie źle – nie zwiastuję tragedii, ale za miesiąc, kiedy stan wygaśnie, okaże się że na granicy żadnych uchodźców już nie ma. A gdy padną pytania o ich los, usłyszymy zdawkowe odpowiedzi typu „wrócili do siebie”.
Zła to władza, która nie jest otwarta. Nie na uchodźców, ale na własnych obywateli.
I jeszcze jedno. Na Węgrzech, w kraju tak bliskim naszej obecnej władzy, właśnie przedłużono stan wyjątkowy związany z zagrożeniem migracyjnym. Trwa tam już od 6 lat.