Od rana w PZL Świdnik strajkują związkowcy, którzy domagają się podwyżek. - Będziemy protestować do skutku - mówi "Dziennikowi Wschodniemu" Andrzej Borys, przewodniczący związku "Sierpień 80".
Strajk rozpoczął się w środę rano. Strajkujący przyszli do pracy, ale nie przebierali się w ubrania robocze. Zbierali się w halach, gdzie na codzień pracują. - Dzisiaj wygląda to trochę inaczej. Protestujący gromadzą się w pomieszczeniach socjalnych i aneksach. Niestety szefowie próbują wyrzucić nas na dwór - wyjaśnia Andrzej Borys.
Głównym postulatem strajkujących jest 15-procentowa podwyżka płac. Wczoraj doszło do rozmów z zarządem, ale nie przyniosły one rezultatów.
- Zamiast podjęcia rzeczywistego dialogu z naszym Związkiem, zmierzającego do szybkiego zakończenia strajku, a tym samym, zakończenia sporu zbiorowego i zminimalizowania strat, jakie niesie z natury strajk, Zarząd Spółki (wzorem, jaki standardowo stosują pracodawcy wobec protestujących pracowników) podjął działania zastraszające, uczestniczącą w strajku, Załogę. W godzinach popołudniowych na ręce organizatorów protestu zostało przekazane pismo, w którym zagrożono konsekwencjami w przypadku nie zastosowania się do "zaleceń” kierownictwa Spółki. Niektóre z tych zaleceń nie mają nic wspólnego z dbaniem o zdrowie i bezpieczeństwo strajkujących pracowników - czytamy w komunikacie związkowców.
Andrzej Borys zapowiada, że strajk będzie trwał do skutku. - W każdej chwili jesteśmy jednak gotowi na rozmowy - zapewnia.