Złośliwi mówili na nie Wiejski Sprzęt Kaskaderski, albo czarna rozpacz. Choć liczą sobie ponad pół wieku, mają do dziś swoich wiernych fanów. Mowa o legendarnych wueskach, które ożyły na starych, filmowych kliszach odnalezionych w magazynie WSK PZL-Świdnik
• Dziś już rzadko widuje się takie klisze. Gdzie je odkopaliście?
– To było na początku roku. Zbierałem materiały związane z historią miasta, lotniska i zakładu. Ówczesny rzecznik spółki, Janek Mazur, pokazał mi raj szperaczy, czyli niepozorny blaszany magazynek na terenie zakładu, gdzie na półkach leżały materiały reklamowe sprzed lat, a wśród nich dziesiątki szpul z filmami 16 mm.
- Przy okazji tworzenia Motostrefy, czyli muzeum świdnickiej wueski, Grzegorzowi Dorobie udało się wraz z motocyklami wypożyczyć z zakładu materiały reklamowe i kilkadziesiąt filmów. Na początku zgodzono się nam wypożyczyć te dotyczące motocykli. W ten sposób trafiły do nas 24 szpule ze starymi taśmami 8 i 16 milimetrowymi, dość lakonicznie opisane: "motocykle”, "helikoptery”. Nie mieliśmy pojęcia co na nich jest.
• Nikt z zakładu nie wiedział, co to za taśmy?
– Podejrzewaliśmy, że jest na nich kawałek historii zakładu. Postanowiliśmy je wypożyczyć i przegrać na formaty cyfrowe, żeby można je było obejrzeć i wrzucić do internetu. Znaleźliśmy firmę, która się tym zajęła i... 5 filmów jest już gotowych.
• Było zaskoczenie po pierwszym seansie?
– I to jakie! Zacznę od najdłuższego filmu, dokumentalnego, zrealizowanego przez Polfilm w 1982 r. Dokument sięga jeszcze czasów przedwojennych, przedstawia historię świdnickiego lotniska, szkoły pilotów, pokazuje jak powstawał Świdnik, jak budowano WSK PZL-Świdnik.
- To kawał historii miasta obrazujący przedwojenne tradycje lotnicze, ale i pochody pierwszomajowe czy wizyty Edwarda Gierka. Oglądamy też, jak powstawały pierwsze śmigłowce i motocykle w zakładzie. No i widzimy "współczesny” Świdnik, z początku lat 80.
• Drugi film zaskakuje jeszcze bardziej.
– Rzeczywiście, jest niesamowity! To fabularyzowana historyjka, zrealizowana prawdopodobnie na przełomie lat ‘60 i ‘70. Film jest czarno-biały, bez dźwięku, ale zrobiony z rozmachem i ciekawą fabułą. Oto na przystanku Jeziorko czeka grupa podróżnych zniecierpliwionych oczekiwaniem na autobus. Patrzą na zegarki, denerwują się. Nagle zza zakrętu wyjeżdża lśniąca wueska i pędzi przed siebie z zawrotną prędkością, wirują koła, wskazówka prędkościomierza odchyla się... Niemal przeskakuje przez drewniany mostek i wjeżdża do lasu. A na drugiej wuesce nadjeżdża młoda dziewczyna. Stawiają swoje motocykle obok siebie, nachylają się do pocałunku. Kamera odjeżdża na motocykle i... film się kończy.
• Wiadomo, kto wystąpił w tym filmie?
– Mam swoje podejrzenia, jeśli chodzi o mężczyznę na motocyklu. To najprawdopodobniej Krzysztof Komenda, świdnicki rajdowiec, konstruktor i wynalazca, wielki miłośnik wuesek i przy okazji świetny motocyklista. Rozmawiałem z nim i przyznał, że wystąpił w kilku filmach o wueskach. Cieszy się, że udało się trafić na film, którego sam od lat bezskutecznie poszukiwał.
• A o czym są kolejne przegrane filmy?
– I tu trafiliśmy na prawdziwe perełki. To dwie kreskówki ze ścieżkami dźwiękowymi zrealizowane przez kultowe Studio Filmów Rysunkowych w Bielsku-Białej. Ich realizatorami są m.in. Alojzy Mol i Otokar Balcy, pracujący przy "Reksiu”, "Bolku i Lolku” czy "Porwaniu Baltazara Gąbki”, zaś autorem muzyki jest Tadeusz Kocyba; współautor muzyki do "Bolka i Lolka”.
- Pierwsza kreskówka zaczyna się hasłem "Motocykle z WSK to nie luksus to wygoda”. Potem widzimy jak świetnie radzą sobie w różnych sytuacjach takie modele wuesek jak Perkoz, Gil, Kobus, Lelek, Dudek, czy Bąk. To świetna, dowcipna reklamówka, którą ogląda się z łezką w oku. Druga kreskówka jest w angielskiej wersji językowej i prezentuje śmigłowiec Mi-2. Też jest fantastyczna. Oba filmy zostały zrealizowane na najwyższym artystycznym poziomie. A przy okazji są ciekawym materiałem historycznym.
• Co może być na kolejnych filmach?
– Do przegrania zostały jeszcze taśmy z pozostałych 18 szpul, które już przesłaliśmy do digitalizacji. Co na nich jest? Pojęcia nie mam. Spodziewamy się kolejnej dawki historii świdnickich motocykli, zakładu, miasta. W kolejce na digitalizację czekają też filmy lotnicze pozyskane ze świdnickiego aeroklubu.
-Wszystkie będzie można zobaczyć na portalu historycznym "Świdnik na kartach historii”. Chcemy w ten sposób budować tożsamość naszego miasta, które uważane jest za miasto bez historii. A przecież Świdnik ma być z czego dumny: przedwojenne tradycje lotnicze, strajki lipcowe 1980 roku. No, a nasza poczciwa wueska to w końcu pojazd, który zmotoryzował całą Polskę. Zapraszam do odwiedzin Motostrefy WSK, osobiście lub poprzez wirtualny spacer, w którym można wziąć udział wchodząc na stronę www.mok.swidnik.pl/wsk.
Ach, te wueski…
-Motocykle zaczęto montować w WSK we wrześniu 1954 roku. W ciągu jednego roku powstało 3126 sztuk jednośladów. Początkowo produkowano motocykle opracowane w Warszawskiej Fabryki Motocykli (WFM), jednak później podejmowano własne prace konstrukcyjne. Różne wersje, od motocykla oznaczonego MO6, z silnikiem 125 cm3, po motocykle o nazwach Gil, Kobuz, Lelek, Dudek, Bąk i najnowocześniejszy Perkoz, stały się znane w całym kraju.
Rozsławiły Świdnik
Dzięki produktom WSK, motocyklom i śmigłowcom, Świdnik stał się znany w kraju i poza granicami. Cała Polska nuciła wraz z Danutą Rinn i Bogdanem Czyżewskim piosenkę o motocyklu WSK "W-jak wiosna, S-jak Stach, K-jak kocham Stacha wiosną, WSK”. Na zamówienie WSK powstały piosenki dla Daniela, któremu na wydanym przez Polskie Nagrania singlu akompaniował Kwartet Warszawski, zespół kompozytora Bogdana Kezika. Studio Filmów Rysunkowych z Bielska-Białej wyprodukowało zaś reklamowe kreskówki o motocyklach.
Dookoła świata
Motocykl WSK, produkowany w wielu wersjach, był wszechobecny na drogach polskich wsi i miasteczek, ale również Europy i świata. To na takim motocyklu, WSK-125, 1 lipca 1974 r. spod krakowskich Sukiennic student zootechniki, Marek Michel, wybrał się w podróż dookoła świata. Trasa podróży dookoła świata wiodła przez Niemcy, Francję, Hiszpanię, Maroko, Tunezję, Libię, Egipt, Liban, Syrię, Turcję, Iran, Afganistan, Pakistan, Indie, Tajlandię, Australię, Fidżi, Stany Zjednoczone, Holandię, Belgię, a następnie ponownie przez Francję i Niemcy do Krakowa. W drogę podróżnik zabrał ze sobą śpiwór, 15 kg różnego rodzaju części zapasowych, 100 negatywów, aparat fotograficzny i... dwie kanapki przygotowane przez troskliwą matkę.
W średnim tempie
"Tempo podróży było różne, średnio 500 km na dobę. Nie były to oczywiście najwyższe nasze możliwości, to jest moje i motocykla. Zdarzyło się bowiem, że na odcinkach pustynnych maksymalne przebiegi wynosiły około 1000 km na dobę. W tej sytuacji, rzecz jasna, zmęczenie podróżą było obłędne” – pisał Michel.
W ciągu 117 dni Marek Michel pokonał motocyklem prawie 40 tysięcy kilometrów. W liście wysłanym do Świdnika z radością zawiadamiał, że podróż dookoła świata na "doskonałym motocyklu WSK-125 (...) zakończyła się sukcesem”. Piotr Jankowski "Kartki z historii Świdnika”