W naszym mieście jest oficjalnie zaledwie 1300 psów, za które właściciele płacą podatki. Reszta ich skutecznie unika. Ani jeden z właścicieli psów zaliczanych do niebezpiecznych ras nie zgłosił się też w tym roku do urzędu po dokument zezwalający na ich posiadanie.
Aby nie płacić za zezwolenie, właściciele tłumaczą się, że ich psy nie są rasowe. Argumentują, że nie mają rodowodu lub że są to mieszańce podobne do pitbulla czy owczarka kaukaskiego. Koło się zamyka. Podobnie jak w przypadku tak modnych ostatnio amstafów. To rasa, której nie ma w wykazie ministra, więc ich właściciele w ogóle nie muszą mieć zezwolenia.
Nikt dotychczas w naszym mieście nie został ukarany za brak zezwolenia na trzymania psa, który jest na liście niebezpiecznych ras. Wszystkie wyglądające groźnie czworonogi to – według ich właścicieli – psy bez rodowodu. Strażnicy miejscy ukarali za to w ubiegłym roku kilkunastu właścicieli psów, które były puszczane wolno bez smyczy i kagańca. Zapłacili po 200 zł kary.
– Wiosną kontrolowaliśmy każdą osobę idącą z psem ulicą – mówi Dariusz Mańka, komendant Straży Miejskiej. – W ciągu kilku dni zgłosiło się do urzędu kilkuset właścicieli czworonogów. Wszyscy zapłacili podatek, a psy dostały numerek identyfikacyjny. Komendant zapewnia, że podobna akcje będą powtarzane.
Tym bardziej że już w nowym roku w Świdniku ma ruszyć tworzenie komputerowej bazy danych o wszystkich zarejestrowanych w mieście psach.
– Nie mamy zbyt wielu zgłoszeń dotyczących pogryzień przez psy; częściej jesteśmy wzywani przez osoby, które boją się psów biegających bez smyczy – mówi komendant Mańka.
Pan Wojciech Krawczyk kilka lat temu przygarnął kundelka ze schroniska w Krzesimowie: – Często chodzę z moim psem na spacer po osiedlu na Brzezinach. Zauważyłem, że biega tam wiele puszczonych luzem psów. I to nawet nie chodzi o to, że wyglądają jak psy groźnych ras. To po prostu duże, silne psy, które nawet w kagańcu mogą przewrócić człowieka. Zdecydowanie właśnie tam powinni częściej pojawiać się strażnicy.