W czasie stanu wojennego masowo wychodzili z domów. W porze nadawania Dziennika Telewizyjnego przemierzali główną ulicę miasta Sławińskiego, obecnie Niepodległości. Świdnickie Spacery przeszły do historii. W tym roku rocznicę też uczczono. Niektórzy szli wykrzykując hasła przeciwko obecnemu rządowi i Unii Europejskiej.
Uczestnicy zorganizowanych we wtorek obchodów wspominali zdarzenia sprzed 42 lat.
– To był zły czas. Nie było lekko, prąd był wyłączany, wprowadzona godzina milicyjna od 19. Był zakaz poruszania się samochodami. Ja w tym czasie dostałem klucze do mieszkania, to było dokładnie 12 grudnia, dzień przed wybuchem stanu wojennego. W tym czasie wykańczałem mieszkanie, by sie przeprowadzić. Nie można było wyjść, trzeba było spać na dechach albo ryzykować, przemykać się – opowiadał wzruszony pan Jan, mieszkaniec Świdnika.
I dodał: Jak kogoś namierzyli, to taka osoba miała kłopoty. Trzeba było mieć specjalną przepustkę od komisarza, żeby się poruszać. Pustki w sklepach, biedota - siermiężne to wszystko. Teraz ludzie narzekają, a mają luksus. Każdy może „pyszczyć” co chce, nikt go za to nie ściga i nie pałuje.
Pan Czesław był świadkiem wydarzeń stanu wojennego. Pamięta, co wtedy działo się na głównej ulicy Świdnika. – Podjechała "suka", z której wysiadło trzech milicjantów, zabrali ludzi tak po prostu z ulicy i odjechali. Tak było w tamtych czasach. Mojego siostrzeńca złapali koło "delikatesów" (obecnie ul. Wyspiańskiego - przyp. red), poszedł chłopak tylko po zakupy. Znalazł się w złej strefie i go wywieźli – opowiadał mężczyzna.
– W czasie stanu wojennego byłem dzieckiem. Pamiętam, że ludzie wystawiali telewizory w oknach podczas emisji Dziennika Telewizyjnego. Nie odbierałem tego negatywnie, za mało wtedy wiedziałem. Chociaż czułem, że to coś ważnego. Na ulicach były prawdziwe tłumy – mówił nam pan Arkadiusz.
Przez lata obchody Świdnickich Spacerów były lekcją historii dla młodych mieszkańców. Koksowniki stojące przy głównej ulicy miasta, telewizory ustawione na chodnikach, ZOMO pałujące rozbiegane dzieci, nastolatków i ich opiekunów. Policyjne "suki" cieszyły się dużym zainteresowaniem wśród dzieci, ale i starszej części mieszkańców, którzy ochoczo robili sobie zdjęcia zza krat.
Tegoroczne obchody różniły się od tych z ostatnich lat. Okrzyki wśród zebranych uczestników wydarzenia np. "wolne media", "ruda wrona orła nie pokona", „tu jest Polska, nie Bruksela, tu się Tuska nie wybiera”, „Świdnik wolny od Platformy" czy „przyjdzie kara na Bodnara” wzbudzały wiele emocji.
Dla grupy mieszkańców Świdnika, wtorkowe wydarzenia nie były tylko uczczeniem pamięci, ale też formą manifestacji, którą od jakiegoś czasu pokazują na ulicach swojego miasta właśnie o 19:30 w godzinie transmisji „nowych wiadomości” w programie 1 TVP.
– Jesteśmy tu, bo nam się rząd nie podoba. Ukradli nam telewizję. Przejęli władzę i wszystko przewracają do góry nogami. Hańba! – krzyczała jedna z mieszkanek Świdnika. – Nie wybieraliśmy Tuska, nie chcemy niemieckiej propagandy nach Arbeit, fur Deutschland – dołączył się jakiś mężczyzna.
– Pamiętam rok 1982, razem z rodzicami, w wielkim tłumie chodziłem na spacery. Jestem tu, bo pamiętam i rozumiem, dlaczego wtedy to było tak ważne. Zmieniło się wiele, za takie okrzyki, jakich tu słuchamy, milicja pałowała i wywoziła. Dziś nikomu nic nie grozi – ocenił pan Paweł.
– Patrzę i myślę, że jesteśmy niespełnionym narodem, skoro po 42 latach ponownie ludzie muszą wychodzić na ulicę, bo przyszła nowa władza i wywraca wszystko do góry nogami. To świadczy o tym, że jesteśmy nieszczęśliwym społeczeństwem, jak takie zjawiska mają miejsce. Nie ma kontynuacji, tak jak by przez ostatnie osiem lat nic dobrego się w naszej ojczyźnie nie wydarzyło. Zadania i cele powinny być kontynuowane, niezależnie jaka opcja polityczna rządzi. Więc te spacery to odruch społeczny – zaznaczył Marian Król, przewodniczący Regionu Środkowo-Wschodniego NSZZ Solidarność.
Ubolewał nad młodym pokoleniem, które żyje zupełnie innym "lajtowym" życiem. – Młodzi ludzie uważają, że nie muszą wykonywać zbędnego wysiłku, a każdy trud nacechowany cierpieniem, jest nie dla nich. To podejście postawiło nas na granicy katastrofy demograficznej. Życie nie składa się z samych przyjemności, nie jest tez usłane różami, czasami trzeba też pocierpieć, bo jak jest tylko dobrze to tak naprawdę nie jest dobrze – podsumował Król.
Historyczne Świdnickie Spacery były nietuzinkową formą protestu, którą - jak mówią mieszkańcy - zapoczątkował działacz Solidarności Jan Kaźmierczak. Punktualnie o godzinie 19 ulice Świdnika, wypełniały się mieszkańcami. Świdniczanom niestraszny był śnieg, mróz czy wszechobecne patrole milicji. W spacerach brały udział całe rodziny. W oknach kamienic można było zauważyć telewizory, w tych domach byli świdniczanie, którzy nie mogli opuszczać swoich mieszkań. A wystawiony telewizor z włączonym Dziennikiem Telewizyjnym, był formą demonstracji i sprzeciwu dla propagandy stanu wojennego.
– Myślę, że wszyscy mieszkańcy mają poczucie dumy, bo tu w Świdniku się wszystko zaczęło. Starsi ludzie pamiętają o tamtych wydarzeniach, wiedza młodych ludzi jest bardzo mizerna. Według badań dziewięćdziesiąt procent młodych ludzi nie wie, kto to był Lech Wałęsa. Dlatego chcemy pamiętać, takie spotkanie jak "Świdnickie Spacery" jest właśnie kultywowaniem pamięci - mówił Waldemar Jakson, Burmistrz Świdnika.
Wtorkowe uroczystości rozpoczęła msza święta w intencji uczestników Świdnickich Spacerów, po niej biorący udział wydarzeniu zebrali się przed pomnikiem na placu przy fontannie, gdzie zostały złożone kwiaty i znicze. Po oficjalnej części wydarzenia, świdniczanie symbolicznie przeszli ulicą Niepodległości.