Młodzi lekarze w ramach protestu idą na zwolnienia. Domagają się w ten sposób odwołania ustnej części państwowego egzaminu specjalizacyjnego, żeby jak najszybciej wrócić do pracy.
- W związku z nasileniem się trzeciej fali pandemii i coraz większą liczbą pacjentów, każda para rąk jest na wagę złota. Przygotowanie do egzaminu specjalizacyjnego to miesiące nauki. Ja w związku z tym nie pracuję od stycznia – mówi nam lekarka, która jest w trakcie specjalizacji z diabetologii i pracuje w jednym z lubelskich szpitali.
Pisemną część egzaminu będzie zdawać 16 kwietnia.
Młodzi medycy chcą odwołania ustnej części egzaminu. Tłumaczą, że czas poświęcony na przygotowanie się do niego mogliby przeznaczyć na pracę, bo teraz najbardziej potrzebni są w szpitalach.
Także Naczelna Rada Lekarska zwraca uwagę, że w poprzednich latach wyniki ustnej części miały „stosunkowo niewielki wpływ” na to, czy młody lekarz zdał całość.
– Oznacza to, że część pisemna egzaminu pozwala na dostateczną weryfikację wiedzy osób przystępujących do egzaminu – czytamy w jednym z pism Naczelnej Rady Lekarskiej.
W ubiegłym tygodniu, minister zdrowia Adam Niedzielski, po apelach lekarzy o odwołanie ustnej części egzaminu, poinformował o przesunięciu go o dwa miesiące. Potem jednak wycofał się z tej decyzji. Nowa propozycja, nazywana kompromisem, to zachowanie pierwotnego terminu wiosennego egzaminu, ale z możliwością przełożenia go na jesień.
– To żadne rozwiązanie, bo nadal nie będziemy mogli skupić się wyłącznie na pracy – przekonuje młoda lekarka. – Chcemy zdać test i jak najszybciej wrócić do pacjentów. W skali kraju chodzi o kilka tysięcy osób, które mogłyby zasilić kadrę medyczną.