Pod względem finansowym to będzie trudny rok dla studentów lubelskich uczelni. Akademiki zdrożały nawet o 25 proc., a swoje 5 groszy dokłada inflacja. Żeby dożyć do pierwszego i ulżyć trochę rodzicom, wielu studentów łączy naukę z pracą.
O tym, że jest drożej, mówił wczoraj w inauguracyjnym przemówieniu rektor Politechniki Lubelskiej prof. dr hab. inż. Zbigniew Pater, przyznając, że w porównaniu z poprzednim rokiem akademickim ceny w domach studenckich wzrosły średnio o 25 proc.
Potwierdzają to Ukrainki Krystyna z Tarnopola (III rok zarządzania) i jej koleżanka Sofia z Żytomierza (I rok finansów i rachunkowości), które mieszkają w domu studenta nr 3 PL przy Nadbystrzyckiej. – W tym roku muszę płacić 700 zł za miejsce w pokoju, gdy w zeszłym to było 550 złotych – przyznaje Krystyna.
Przezorny płacił w wakacje
– Cenowo wynajęcie choćby pokoju jest poza zasięgiem wielu osób – przyznaje Zuzanna z Kraśnika, studentka pierwszego roku analityki medycznej na Uniwersytecie Medycznym. – Trzeba zapłacić powyżej tysiąca złotych plus opłaty w wysokości 100-200 złotych. Pokoje są bardzo małe, a mieszkania zajmuje nawet 7 osób i są tylko jedna czy dwie łazienki – dodaje.
– Od razu zdecydowałam się na akademik, bo mam blisko na uczelnię. Płacę 510 złotych za dwuosobowy pokój – mówi pochodząca z Rzeszowa Olga z pierwszego roku farmacji.
Wzrost cen w akademikach odczuli też studenci UMCS. – Opłaty miesięczne za miejsce w roku akademickim 2022/2023 uzależnione są od standardu pokoju – w tym momencie wahają się od 425 zł za miejsce w pokoju 2-ososobwym w DS. Amor do 770 zł za pokój 1-osobowy w DS. Kronos – informuje Katarzyna Skałecka z Centrum Prasowego UMCS. – Jest to wzrost o ok. 10 proc. w stosunku do ubiegłego roku. Nowy cennik opłat obowiązuje od października, a jego zmiana to efekt wzrostu kosztów utrzymania akademików, ze szczególnym uwzględnieniem opłat za media (światło, gaz, woda).
– Zrobiłem taki wywiad środowiskowy ze znajomymi i wyszło, że koszty wzrosły z 700 zł za pokój w mieszkaniu 3-osobowym przed wakacjami do 850 zł – mówi Michał ze Szczebrzeszyna, który studiuje na kierunku prawno-biznesowym UMCS w Lublinie. – Ja zachowałem mieszkanie z poprzedniego roku i umówiliśmy się z właścicielem, że płacimy w wakacje połowę ceny i zachowujemy umowę na starych zasadach, czyli w moim przypadku jest to 700 złotych plus opłaty.
Stypendia nie nadążają za rzeczywistością
Choć dach nad głową to podstawa, to drugim czynnikiem drenującym kieszenie studentów jest wyżywienie. Koledzy Michała z roku – Konrad, Aleks, Karol i Kacper, z którymi wczoraj przyszedł do klubu Kazik na Politechnice Lubelskiej świętować swoje 21. urodziny – zgodnie przyznają, że jest drożej. Ale rezygnować z niczego nie zamierzają. – Piwo poszło w górę 3-4 złote. Przed wakacjami jadłem kebab, płaciłem 14 złotych, teraz za tego samego trzeba zapłacić 18 złotych. Robiliśmy zakupy na śniadanie dla nas trzech na stancji. Po trzy bułki, szynka, ser, masło, takie podstawowe rzeczy. Wyszło nam 100 zł – wyliczają.
Dlatego ich sposobem na drożyznę jest podejmowanie dorywczej pracy. – W ogrodnictwie, w ochronie, jako przedstawiciel handlowy – wymieniają. – W miesiąc można wyciągnąć 1500-2000 zł w zależności od tego, ile kto poświęca na to swojego wolnego czasu.
Na drożyznę zwracali wczoraj uwagę młodzi działacze lewicowi z Lublina, którzy wystosowali do ministra edukacji i nauki apel w sprawie studenckich finansów. Wyliczali, że wynajęcie mieszkania w Lublinie kosztuje średnio 2,2 tys. zł, a pokoju – 1 tys. zł. – Często studenci muszą wybierać między opłaceniem komornego, jedzeniem a pomocami naukowymi – mówił Jan Świtka i dodał, że stypendia socjalne są za niskie. Według ich informacji na UMCS to 650-950 zł, na Uniwersytecie Przyrodniczym – maksymalnie 1235 zł. Dlatego młoda lewica apeluje do Przemysława Czarnka o zwiększenie tych kwot. Tyle że to nie minister decyduje o ich wysokości. – To problem wszystkich uczelni pod nadzorem ministra. Nie sądzę, że to złe intencje uczelni, że nie podwyższają świadczeń. Po prostu brakuje im na to pieniędzy – tak apel do ministra tłumaczył Wiktor Sawicki z Federacji Młodych Socjaldemokratów.
Na rosnące koszty zwracają uwagę sami rektorzy. – Chcielibyśmy, by zajęcia odbywały się od poniedziałku do czwartku i kończyły do godziny 18. To da oszczędności – powiedział Rzeczpospolitej prof. Jacek Popiel, rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie.