Ceny mąki poszybowały niespełna tydzień po wybuchu wojny. Mleko w proszku drożeje każdego dnia. Kupienie dużych ilości oleju słonecznikowego graniczy dziś z cudem. To wszystko sprawia, że w piekarniach i sklepach jest coraz drożej. A to dopiero początek podwyżek.
Za zwykły pszenny chleb płaciłem do niedawna 3,80 zł. Teraz 4,50 zł – mówi pan Krzysztof.
– Tuż przed wojną kupowałam chleb żytni z żurawiną za niespełna 4 zł. Teraz kosztuje 6 zł – denerwuje się pani Agnieszka.
Podobnych sygnałów dostajemy w ostatnich dniach coraz więcej.
– W porównaniu do ubiegłego roku chleb podrożał już prawie trzykrotnie – przyznaje Marcin Orlikowski, właściciel siedmiu piekarni w Lublinie i cukierni w Dominowie. Dodaje: – Jest drogo i wszystko wskazuje na to, że będzie jeszcze drożej.
Pierwsze podwyżki w tym roku spowodowane były wzrostem kosztów pracowniczych i cen energii. Kolejne są następstwem wojny na Ukrainie.
– Cena mąki poszybowała w górę już tydzień po jej wybuchu – mówi Orlikowski. – A piekarnia to nie tylko mąka. Kiedy, w odpowiedzi na konflikt zbrojny, drożeć zaczął olej słonecznikowy, jaja i paliwo, konieczne okazały się kolejne podwyżki. Nie robimy ich z wyprzedzeniem. Cenę podnosimy dopiero, gdy naprawdę musimy – zapewnia.
Tak źle jeszcze nie było
O 20-30 proc. już wkrótce podrożeją makarony „AS-Babuni” z Niemiec koło Lublina.
– Takiej sytuacji nie mieliśmy nigdy. Musimy podnosić ceny – przyznaje Grzegorz Kondracki, członek zarządu firmy. – Co więcej wszystko wskazuje na to, że nie będą to ostatnie wzrosty. Już dziś informujemy naszych kontrahentów, że w odpowiedzi na zmieniające się ceny, być może będziemy zmuszeni do dalszych podwyżek, nawet z dnia na dzień.
Kondracki tłumaczy, że to efekt coraz wyższych kosztów produkcji. W ostatnim czasie mąka zdrożała o kilkadziesiąt procent. Jajka aż o 80 proc. A olej słonecznikowy powoli staje się towarem deficytowym.
– W takich ilościach, w jakich go potrzebujemy, trudno go zdobyć – mówi. – Cena mleka w proszku idzie w górę każdego dnia w ciągu ostatnich dwóch tygodni. W związku z podwyżką ropy o kilkanaście procent zdrożała folia, w którą pakujemy makaron. Co więcej - jej producent zaczął wymagać przedpłat i płatności w euro.
Mąka ostro w górę
– Rynki światowe bardzo szybko zareagowały na wojnę. Trzy tygodnie temu za tonę maki pszennej płaciliśmy 1,2-1,3 tys. zł. Teraz 1,8-2 tys. zł. – zauważa Michał Florek, właściciel „Młyn Florek” z Woli Sernickiej. – Zakłady tak małe jak nasz nie mogą kupować na zapas. Kupujemy zboże na bieżąco. Stąd też i nasze ceny musiały wzrosnąć.
– Dwa tygodnie temu kupowałem mąkę pszenną 500 po 1,95 zł za kilogram. Dziś za 2,85-2,90 zł. To mówi samo za siebie, a pamiętajmy, że to tylko jedna z wielu części składowych sumy, którą płacimy za chleb przy kasie. W górę idą wszystkie z nich – zauważa Tadeusz Zubrzycki.
Piekarnia Zubrzyckich działa w Nałęczowie od 1940 r. Nieco krócej istnieje piekarnia w Kraczewicach Prywatnych. – Pamiętam inflację z końca lat 80. Wtedy miałem np. umowę na dostawę pieczywa z GS Wilków. Wystawiałem im faktury raz w tygodniu. Ta sobotnia miała się już nijak do ceny mąki, którą kupowaliśmy w poniedziałek. Teraz jest już praktycznie tak samo – ocenia piekarz.
Nieciekawa sytuacja
– Rosja i Ukraina to 30 procent światowej produkcji zbóż. Ukraina przewodzi w produkcji pszenicy i słoneczników. Wojna i niewiedza, czy tamtejsi rolnicy będą mogli wyjść na pola i prowadzić uprawy wpływa na wzrost cen. Jeśli produkcja będzie niska to ceny znów znacznie wzrosną – uważa Michał Florek. – Nie sądzę, żeby zboża zabrakło, ale może okazać się, że ci, którzy będą nim handlować będą chcieli zarobić jak najwięcej i zacznie się spekulacja. A na cenę wpływa wiele czynników np. możliwa susza w Polsce i w Niemczech, czy wyższe koszty rolnicze związane z podwyżkami cen nawozów i paliwa.
– Mimo tego, że zboża może być na rynku coraz mniej, to wciąż jest eksportowane. Dlatego osobiście bardzo boję się sytuacji, z jaką możemy mieć do czynienia w maju i czerwcu, jeśli wojna w Ukrainie będzie się przeciągać – mówi Tadeusz Zubrzycki. – Wtedy mąki może być bardzo niewiele. A jeśli ceny dalej będą iść w górę to klienci mogą zacząć odchodzić od tradycyjnych wyrobów, nie będą zwracać uwagi na smak tylko na cenę. Może też w dalszym ciągu spadać jego spożycie. W latach 90. statystycznie zjadaliśmy 100 kg pieczywa. Teraz - 35 kg. Wkrótce może to być jeszcze mniej.