Ponad 140 nowiutkich poduszek trafiło w środę do straży pożarnej w Zamościu. Nie są specjalistyczne, żadne pneumatyczne, ale najzwyklejsze, mięciutkie, małe, kolorowe. Uszyła je Katarzyna Blaszka ze Stabrowa. Bo chciała strażakom podziękować za ich pracę.
– To był wyjątkowy, bardzo miły, choć przyznaję, że niezmiernie zaskakujący dla nas gest – mówi o upominku brygadier Andrzej Szozda, zastępca komendanta miejskiego PSP w Zamościu.
Opowiada, że kiedy jakiś czas temu otrzymał od mieszkanki gminy Sitno taką propozycję, był zdumiony. Trudno mu było uwierzyć, że wdzisiejszych czasach ktoś chce komuś coś ot tak po prostu dać, zupełnie za darmo.
– Szczerze przyznaję, że nawet przeprowadziliśmy wtedy rozpoznanie, czy aby w tej ofercie nie ma żadnego haczyka. Nie było – śmieje się.
„Jaśki” dla dzieci i dla dorosłych
Więc wspólnie z panią Katarzyną doszli do porozumienia, że komenda przyjmie około 50 „jaśków” i podzieli je między jednostki w Zamościu i Szczebrzeszynie, aby jeździły razem ze strażakami na akcje i mogły być przekazywane dzieciom np. biorącym udział w wypadkach. – Bo na taką okoliczność mamy co prawda nasze firmowe maskotki, ale kiedyś mogłyby się skończyć i wtedy mielibyśmy te poduszeczki – tłumaczy Szozda.
Dostawa dotarła, ale Katarzynie Blaszce „było mało”. Koniecznie chciała zrobić prezent strażakom i obdarować ich na początku maja, gdy obchodzą swoje święto. No i ostatecznie uszyła dla nich ponad 140 poduszek, a w tym tygodniu własnym transportem, w dwóch turach dostarczyła.
Komunikat prasowy o darze trafił do mediów w czwartek rano. – W imieniu wszystkich strażaków i pracowników zamojskiej komendy serdecznie dziękujemy za taką formę wyróżnienia i jednocześnie gratulujemy tak niezwykłej inicjatywy – napisał w nim mł. bryg. Marcin Żulewski, rzecznik prasowy KM PSP w Zamościu.
Nam udało się skontaktować z Katarzyną Blaszką. – To się dzieje z potrzeby serca. Ja taką mam i tak się spełniam – wyjaśnia mieszkanka Stabrowa pytana o powód swojego działania. Mówi, że po prostu lubi pomagać i sprawiać radość. Dodaje, że podobnych przedsięwzięć ma już za sobą kilka. Żadne nie było planowane. Każde zaczynało się od impulsu. – Tym razem trafiło na strażaków – tłumaczy pani Kasia.
Zaczęło się w pandemii
Podkreśla, że krawcową nie jest. Wykonywała różne zawody, bywała sprzedawczynią, fryzjerką i rolniczką. Przez całe życie niczego nie szyła, aż nadszedł... covid. W Zamościu i okolicach, podobnie jak w całej Polsce ruszyła akcja szycia maseczek ochronnych. Więc ona postanowiła również jakoś się w to włączyć. A że takich osób było znacznie więcej, to zamojskie potrzeby szybko zostały zaspokojone. – Ale w Warszawie mieli z tym problem. A ja tam mam koleżankę, społeczniczkę Ewę Pląsek. Więc te maseczki zaczęłam wysyłać do niej – opowiada Katarzyna Blaszka.
Do którejś z paczek dołączyła prezent dla znajomej – małą podszeczkę w owieczki. W odpowiedzi dostała pytanie, czy upominek może być przekazany jakiemuś dziecku na oddział onkologiczny. – Nie zgodziłam się, bo to była poduszeczka szyta dla konkretnej osoby, ale zadeklarowałam, że dla dzieci też mogę takie szyć. Tak to się zaczęło – wspomina.
Od tamtej pory wykonała już grubo ponad 1000 „jaśków”. Większość trafiła właśnie do chorych dzieci. Ale niektóre były też przekazywane na różne charytatywne imprezy w regionie.
Zapłatą jest uśmiech
Jak na to znaleźć czas, no i jak zorganizować tę działalność finansowo? – Szyję, kiedy mam wolną chwilę. Czasem to trochę poduszeczek sprzedałam. A w zeszłym roku zbiórkę dla mnie przeprowadziła grupa Zamojskie Anioły, więc mogłam zrobić zamówienia – odpowiada pani Kasia.
Szyjąc poduszki dla strażaków wykorzystała tkaniny w najróżniejsze wzory. Te kwiatowe z myślą o paniach, ale były też „jaśki” w samochodziki, serduszka, z motywami roślinnymi oraz oczywiście ze strażackimi pojazdami.
Kiedy kolejna akcja? Nie wiadomo. Póki co, Katarzyna Blaszka jest szczęśliwa, że znów udało jej się wywołać na czyjejś twarzy uśmiech. – Ten widok to jest dla mnie najlepsza nagroda – mówi.