Zamiast rzetelnej informacji z oficjalnych źródeł – przekaz z ust do ust. Zamiast testów – stan wyczekiwania i lęku o zdrowie dzieci i swoje. Tak wygląda życie w Niedrzwicy Dużej, z której pochodzi pacjent „zero”. Jego żona jest nauczycielką w miejscowej szkole. Mieszkańcy mówią nam, że czują się zostawieni sami sobie
– Jestem zbulwersowana tym milczeniem. Nie wiemy absolutnie nic poza tym, co przeczytamy w internecie i rozmawiamy między sobą. Ani dyrekcja szkoły, ani sanepid, ani urzędnicy z gminy o niczym nas nie informują. Cisza. Kilka dni temu na dzienniku elektronicznym zostaliśmy jedynie poinformowani o odwołanych zajęciach – mówi nam jeden z rodziców.
– Nie wiem, czy jako rodzic dziecka chodzącego do szkoły w Niedrzwicy Dużej mogę chodzić do pracy czy nie? Czy mogę kogoś zarazić, czy nie mogę? Nikt nam tego nie powiedział. Zero informacji – dodaje kolejny z naszych rozmówców.
Tylko domysły
– Mój trzynastoletni syn był na treningu i jechał jednym busem na zawody sportowe z młodszym synem zakażonego pacjenta. Kilka dni później, w poniedziałek, dostał gorączki, która utrzymywała się do środy. Zadzwoniliśmy więc do sanepidu z informacją, że miał kontakt z osobą w bezpośrednim zagrożeniu. Polecili nam, żeby zostać w domu i obserwować stan syna. Czy tak to powinno wyglądać? – denerwuje się mama nastolatka z Niedrzwicy Dużej. – Najgorsze jest to, że jest bardzo dużo domów wielopokoleniowych, gdzie są starsi ludzie bardzo narażeni na zakażenie. Co wtedy? Ktoś może obserwować się w domu, ale może też już wtedy zarażać, o czym nie wie – dodaje kobieta.
– To jest szczyt nieodpowiedzialności. W szkole uczą się też dzieci obciążone różnymi chorobami. Jest dziewczynka z bardzo poważną chorobą płuc. Poza tym rodzice niektórych uczniów i ich dziadkowie leczą się onkologicznie i kardiologicznie. A rodzice uczniów nic oficjalnie nie wiedzą. Ta osoba do ostatniego dnia była w szkole, także we wtorek rano (wieczorem tego samego dnia została potwierdzona oficjalnie informacja, że pacjent z Niedrzwicy Dużej jest zakażony koronawirusem – red.).
– My się tylko domyślamy i niestety przychodzą nam do głowy tylko najczarniejsze scenariusze. Plotka i panika rządzą – zaznacza nasz rozmówca.
Oficjalnie nikt nic nie wie
Jak udało nam się ustalić, nauczyciele uczący w podstawówce w Niedrzwicy Dużej mają do 23 marca pozostać w domach i obserwować swój stan zdrowia. Kiedy i w jaki sposób szkoła chce poinformować rodziców uczniów o całej sytuacji? Dyrektor placówki odsyła do wojewody, podkreślając, że nie jest upoważniony do udzielania takich informacji.
– Cztery nowe potwierdzone przypadki zakażenia w województwie lubelskim dotyczą osób, które miały kontakt z pacjentem z Bełżyc. Więcej informacji na ten temat w ramach ochrony praw pacjenta nie mogę ujawnić. W przypadku wyniku pozytywnego – nie możemy tego zrobić bez zgody pacjenta – tłumaczył na wczorajszej konferencji Lech Sprawka, wojewoda lubelski.
Co na to sanepid? – Prowadzimy naprawdę wnikliwy wywiad epidemiologiczny, który pozwala nam poznać nie tylko stan zdrowia konkretnej osoby, ale też z kim miała kontakt. Jeśli ktoś ma wątpliwości co do objawów, proszony jest o kontakt na alarmowe telefony stacji sanitarnych. Apelujemy, żeby takie osoby nie kontaktowały się osobiście tylko dzwoniły – tłumaczy Magdalena Smolińska-Kornas, rzeczniczka Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Lublinie.
Szkoła: wiemy, nie wiemy
– Na obecną chwilę (czwartek godz. 11.35 – red.) wiem, że ta pani (chodzi o nauczycielkę – red.) przebywa w szpitalu. Nie wiem oficjalnie, z jakiego powodu – mówi jedynie Andrzej Pastuszak, dyrektor Szkoły Podstawowej im. Bohaterów 7 Kołobrzeskiego Pułku Piechoty w Niedrzwicy Dużej. Otrzymaliście Państwo jakieś zalecenia z sanepidu? – dopytujemy.
– Jesteśmy w ciągłym kontakcie. Nawet przed chwilą rozmawiałam z sanepidem. Cały czas jestem na telefonie.
– Czy w związku z tym będzie pan wydawał jakieś zalecenia dla rodziców i uczniów, czy czeka Pan na to, co zrobi wojewoda i sanepid?
– Czekam na decyzję z sanepidu – ucina Pastuszak.
Na decyzję „góry” czeka też wójt gminy Ryszard Golec. Tuż przed południem wiedział tylko tyle, że chore są cztery osoby z najbliższej rodziny.
– Czy nikt Pana nie informował, że jedną z osób chorych jest pracownik szkoły podstawowej? – dopytujemy.
– Nie. Nie było takiej informacji na chwilę obecną – mówi wójt i podkreśla, że w tej sytuacji robi wszystko, co w jego mocy. Zamknął szkołę, Dom Dziennego Wsparcia dla Seniorów, Gminny Ośrodek Kultury, Sportu i Rekreacji, biblioteki, targ. Dodaje, że jeśli otrzyma inne informacje – niezwłocznie przekaże je dalej.
– Myślę, że rodzice, jeśli chodzi o tę sytuację, mają pełną świadomość i wiedzę – tłumaczy.
– Skąd, skoro Pan nie ma pełnej wiedzy na ten temat? – dopytujemy.
– W tej chwili myślę, że wszyscy wiedzą, że to jest trudna sytuacja, z którą nigdy wcześniej się nie spotykaliśmy i też dokładają wszelkich starań, żeby zachować maksymalną ostrożność.