Już 322 placówki oświatowe w województwie lubelskim pracują zdalnie lub w sposób hybrydowy. Wszystko przez wykrycie zakażeń koronawirusem wśród uczniów lub pracowników. Dyrektorzy są zgodni: praca w takich warunkach jest bardzo trudna, ale zamknięcie szkół byłoby gorsze
Tuż przed rozpoczęciem nowego roku szkolnego nauczyciele, z którymi rozmawialiśmy, prognozowali, że w połowie października ze względu na dużą liczbę zakażeń koronawirusem wszystkie szkoły pracować będą już zdalnie. Ten scenariusz nie sprawdził się, chociaż coraz więcej placówek boryka się z wirusem. Wczoraj ograniczenia w normalnym funkcjonowaniu szkół, burs i przedszkoli dotyczyły 322 placówek w woj. lubelskim. Tylko w Lublinie jest to 80 placówek. Dla porównania dwa tygodnie wcześniej, 12 października, w woj. lubelskim było ich zaledwie 143, a w Lublinie - 43.
– Na pewno w takich warunkach pracuje się trudniej – przyznaje Jacek Furtak, dyrektor ZSO nr 2 w Lublinie, w skład którego wchodzi Szkoła Podstawowa nr 11 i XVIII Liceum Ogólnokształcące im. Stanisławy Paleolog. Dodaje, że poniedziałek stacjonarnie pracowały wszystkie klasy. W piątek na kwarantannie były natomiast dwie. – Co będzie w kolejnych dniach: zobaczymy.
– Część naszych uczniów jest na nauczaniu hybrydowym – mówi Wojciech Josicz, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 27 im. Marii Montessori w Lublinie. – Praca w warunkach pandemii jest trudna. Bardzo dużo czasu zajmuje nam wprowadzenie wszystkich danych do systemu dotyczącego kwarantanny. Znacznie więcej pracy spoczywa też na nauczycielach, którzy część zajęć prowadzą stacjonarnie, a część zdalnie.
Mimo to dyrektor Josicz podkreśla, że ma nadzieję, że w ten sposób uda się pracować przez cały rok szkolny i nie będzie potrzeby zamykania szkół oraz przechodzenia na zdalną naukę. – Przez monitor trudno działać, zwłaszcza w takim systemie jak nasz, gdzie najważniejsze są obserwacje dzieci czy działania praktyczne – mówi.
– Ostatnie 1,5 roku sprawiło, że nauczyliśmy się pracy w warunkach pandemii i nie jest to już tak trudne jak wcześniej, chociaż jest oczywiście bardzo czasochłonne – dodaje Anna Czernicka-Szpakowska, dyrektor Szkoły Podstawowej im. Ireny Kosmowskiej w Krasieninie. – To, że mimo rosnącej liczby zakażeń całe szkoły nie są zamykane, jest dobrym rozwiązaniem. Nic tak nie motywuje do nauki jak normalny kontakt z nauczycielem. Łatwiej jest też w ten sposób przekazywać wiedzę. Łatwiej ją przyswajać.
Mimo to część nauczycieli jest innego zdania.
– Część ma nadzieję, że jak najdłużej będziemy mogli pracować tak jak teraz. Niektórzy żyją jednak z dnia na dzień i martwią się, jak ta sytuacja będzie wyglądała w najbliższych tygodniach i co ich znowu zaskoczy. Są też osoby bardzo podłamane sytuacją, które chciałyby już przejść na zdalne nauczanie, uważając je za bardziej bezpieczne – zauważa dyrektor Furtak.
Na razie nie wrócą na zdalną
– Na razie nie przewidujemy takich decyzji – odpowiedział minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek pytany w Polskim Radiu 24 o to, czy ze względu na sytuację epidemiczną przewiduje, że dojdzie do przejścia na naukę zdalną. Dodał jednak: „niebezpieczeństwo zawsze istnieje”. – Zwłaszcza (...) w tych regionach, gdzie mamy rzeczywiście bardzo dużą liczbę zakażeń. Natomiast jestem przekonany, że jeśli miałoby do tego dochodzić, to musiałoby dochodzić do wszystkich innych ograniczeń, które znamy z przeszłości z drugiej i trzeciej fali (pandemii). Wszyscy mamy świadomość, że ograniczanie nauki stacjonarnej, wyłączenie jej na dłuższy czas, byłoby niezwykle szkodliwe dla dzieci i młodzieży. Więc jeśliby coś takiego było brane pod uwagę, to pewnie w ostatniej kolejności.