Olbrzymi niedosyt po meczu z Podhalem mogą czuć piłkarze z Puław. Wisła już po 14 minutach prowadziła 2:0. Na dodatek miała kolejne szanse na poprawienie wyniku. Nie udało się jednak zamknąć meczu, a po przerwie rywale doprowadzili do wyrównania. W efekcie, spotkanie zakończyło się remisem 2:2.
To pierwsza strata punktów drużyny Mariusza Pawlaka przed własną publicznością po sześciu kolejnych zwycięstwach.
Zupełnie się jednak na to nie zanosiło. Już w czwartej minucie Adrian Paluchowski skorzystał z dośrodkowania Bartłomieja Bartosiaka i głową otworzył wynik. Nie minął jeszcze kwadrans, a tym razem to Bartosiak po podaniu Emila Drozdowicza pokonał bramkarza rywali w sytuacji sam na sam.
Jeszcze przed przerwą puławianie powinni zdobyć kolejne gole. Spudłował Drozdowicz, a w poprzeczkę przymierzył Błażej Cyfert. Niewykorzystane szanse zemściły się po przerwie. Tuż po godzinie gry karnego sprokurował Cyfert, a z 11 metrów do siatki przymierzył Michał Nawrot. Minęło 180 sekund i goście protestowali, że po strzale Damiana Lepiarza powinien być remis. Piłka odbiła się od poprzeczki i według piłkarzy z Nowego Targu wylądowała już za linią. Arbiter nie uznał jednak bramki.
Ta sytuacja wcale nie podcięła przyjezdnym skrzydeł, bo w 69 minucie dopięli swego za sprawą Lepiarza. I wszystko zaczynało się od początku. Ostatnie 20 minut to sytuacje z obu stron. Pomylił się Paluchowski, a mimo że gospodarzom udało się nawet wpakować piłkę do bramki po raz trzeci, to sędzia uznał, że Przemysław Skałecki był na pozycji spalonej. I w Puławach musieli się pogodzić z remisem.
ZDANIEM TRENERÓW
Marcin Zubek (Podhale)
– W pierwszej połowie nie realizowaliśmy planu, który sobie na ten mecz założyliśmy. Przeciwnik nas kontrował i z bocznych sektorów boiska wykorzystywał przewagę. Po pierwszej połowie powinniśmy przegrywać 0:3. Dwie bramki straty dawały nam jednak nadzieję. Po przerwie zmiany przywróciły nam płynność w grze. Pokazaliśmy charakter i walkę. Muszę się odnieść do sytuacji, kiedy ewidentnie został nam zabrany gol. Proszę zobaczyć na powtórkach, że piłka odbiła się od poprzeczki, a później wylądowała za linią. Także dlatego jest w nas sportowa złość. Wracaliśmy z piekła do nieba, a mieliśmy szansę wygrać. Zły jestem na zespół za pierwszą połowę. Musimy się zastanowić, dlaczego przez 90 minut nie możemy grać tak, jak chcemy. Najważniejsze jednak, że mimo tych wszystkich przeciwności, które się wydarzyły wywalczyliśmy punkt.
Mariusz Pawlak (Wisła)
– Nasza wina, że sprowokowaliśmy sytuację z bramką. Ja nie widziałem, czy piłka była za linią. Mogę tylko przeprosić, bo mogliśmy prowadzić 3:0, ale i 5:0. Pierwsza połowa wyglądała bardzo dobrze. Graliśmy z solidnym zespołem, który we wcześniejszych sezonach wygrywał z Wisłą Puławy. Delikatny progres jest, chociaż nie mówię, że jestem zadowolony. Zawodnicy wykonali dobrą robotę motoryczną i stwarzali sytuacje, zwłaszcza w pierwszej połowie, ale w drugiej też. Już po przerwie mogliśmy podwyższyć na 3:0. Założenia były inne, nie graliśmy tak wysokim pressingiem, jak przed przerwą. Uważam, że zdobyliśmy jeden punkt, a nie straciliśmy dwa. Wierzę, że na koniec przypomnimy sobie o tym punkcie i powiemy, że trzeba było go szanować. Niedosyt także jednak jest, tak samo u rywali, jak i u nas.
Wisła Puławy – Podhale Nowy Targ 2:2 (2:0)
Bramki: Paluchowski (4), Bartosiak (14) – Nawrot (61-z karnego), Lepiarz (69).
Wisła: Owczarzak – Cheba, Cyfert, Kiczuk, Pigiel, Skałecki, Kuban, Zając (85 Pielach), Bartosiak (70 Brągiel), Drozdowicz (75 W. Puton), Paluchowski.
Żółte kartki: Skałecki – Molis, Lepiarz, Wójcik, Lewiński.
Sędziował: Mariusz Myszka (Stalowa Wola).