Rozmowa z prof. Andrzejem Podrazą, politologiem z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.
• 43 proc. głosów dla Andrzeja Dudy i 30 proc. dla Rafała Trzaskowskiego. Co to oznacza przed drugą turą i czego możemy spodziewać się w ponownym głosowaniu w wyborach prezydenckich?
– Te wyniki oznaczają dość ostrą i zażartą kampanię wyborczą przed drugim głosowaniem. Żaden z kandydatów nie może być pewny zwycięstwa, a moim zdaniem możliwy jest każdy scenariusz. Wszystko zależy od tego, jak potoczą się najbliższe prawie dwa tygodnie i chodzi tu nie tylko o narrację, która będzie płynęła z obu obozów, ale o przepływy elektoratów. A to jest skomplikowane, bo żaden z pretendentów nie może być pewny tego, że może przeciągnąć na swoją stronę całość elektoratu danego kontrkandydata z pierwszej tury.
Wyborcy mają często własne preferencje, niezależne od tego, co dany kandydat powie. Dlatego z czysto arytmetycznego punktu widzenia wynik pierwszej tury nie rozstrzyga o tym, jaki będzie ostateczny rezultat wyborów prezydenckich.
• Teraz można się spodziewać zabiegania o poparcie kandydatów, którzy nie weszli do drugiej tury? Chociażby politycy PiS tuż po ogłoszeniu wyników sondażowych otwarcie gratulowali dobrego wyniku innemu prawicowemu kandydatowi, Krzysztofowi Bosakowi.
– Patrząc na liczby zdobytych głosów, kluczowe będą elektoraty właśnie Bosaka oraz Szymona Hołowni. Ale zarówno dla Konfederacji, jak i dla ruchu tworzonego przez Hołownię, jednoznaczne opowiedzenie się za którymś z kandydatów może być dość ryzykowne, choć nie możemy wykluczyć np., że sam Szymon Hołownia powie, że będzie głosował na Rafała Trzaskowskiego. W przypadku obu formacji chodzi jednak o tożsamość, wyrazistość i odcięcie się od dwóch głównych nurtów politycznych. Jednoznaczne poparcie któregoś z kandydatów mogłoby oznaczać, że te ugrupowania skończą jak Nowoczesna czy ruch Pawła Kukiza, czyli jako przybudówki większych partii.
• A co z Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem i Robertem Biedroniem?
– Między Lewicą a Platformą Obywatelską było ostatnio trochę napięć, ale nie mam wątpliwości, że elektorat Biedronia jednoznacznie poprze Trzaskowskiego. Jeśli chodzi o wyborców Kosiniaka-Kamysza, to tu może dokonać się pewien podział. Większość może zagłosować na Trzaskowskiego, ale dla wielu osób może on być politykiem zbyt liberalnym, chociażby pod kątem światopoglądowym. Takiego podziału nie można też zresztą wykluczyć w przypadku zwolenników Szymona Hołowni, gdzie niektórzy mogą postawić na Andrzeja Dudę.
• W pierwszej turze mieliśmy jeszcze pięciu kandydatów, którzy zanotowali znikome poparcie, ale łącznie zdobyli ok. 150 tys. głosów. Czy ta liczba może być istotna w kontekście drugiej tury?
– Przy tak zaciętym wyścigu, jakiego można się spodziewać, to może mieć znaczenie, bo nie wiemy, jaka będzie różnica między dwoma kandydatami. Pierwsze badania opinii publicznej pokazują, że może ona być minimalna. Wydaje mi się, że tu będzie liczył się każdy głos.
• Pierwsza tura stała pod znakiem rekordowej frekwencji. Czy 12 lipca możemy spodziewać się powtórki?
– Sądzę, że frekwencja powinna być na podobnym poziomie. Nie można też wykluczyć, że będzie większa, bo często takie zażarte pojedynki zwiększają zainteresowanie wyborców. Istnieje oczywiście prawdopodobieństwo, że część wyborców kandydatów, którzy przegrali w pierwszej turze, zostanie w domach. Dlatego od sztabów Andrzeja Dudy i Rafała Trzaskowskiego będzie zależało to, czy uda im się przekonać tych ludzi do pójścia na wybory.
• Jak będzie wyglądać kampania przed drugą turą?
– Sądzę, że będziemy świadkami ostrego pojedynku i nie wykluczam nieładnych „wrzutek” personalnych i politycznych z obu stron. To będzie walka na śmierć i życie, bo obaj kandydaci mają wiele do zyskania, ale i do stracenia. W przypadku Andrzeja Dudy chodzi o drugą kadencję. Z kolei dla Rafała Trzaskowskiego i jego formacji chodzi o trwałe pozostanie na scenie politycznej.