Gdy zostawał posłem do Parlamentu Europejskiego, tylko w województwie lubelskim głosowało na niego po 70-85 tys. osób. W niedzielnych wyborach Mirosław Piotrowski w skali całego kraju zdobył niespełna 30 tys. głosów, notując najgorszy wynik z jedenastu kandydatów.
Mirosław Piotrowski, wykładowca historii KUL, europosłem z okręgu obejmującego województwo lubelskie był przez 15 lat. W 2004 roku zdobył mandat uzyskując ponad 48 tys. głosów jako kandydat Ligi Polskich Rodzin. Pięć i dziesięć lat później startował z list PiS; poparło go odpowiednio prawie 85 tys. i 73 tys. wyborców.
Były eurodeputowany chce jednak nadal funkcjonować w polityce i z początkiem tego roku ogłosił chęć ubiegania się o fotel prezydenta Polski. Wymagane 100 tys. podpisów udało się zebrać mimo trwającej już wtedy w kraju epidemii i jego kandydatura została oficjalnie zarejestrowana. W niedzielnym głosowaniu zdobył jednak niespełna 30 tys. głosów i z poparciem na poziomie 0,11 proc. uplasował się na końcu 11-osobowej stawki.
– Jeszcze przed otwarciem lokali wyborczych mówiłem, że każdy wynik, jaki uzyskam, będzie dla mnie satysfakcjonujący – komentuje Mirosław Piotrowski. – To dopiero pierwszy krok na drodze budowy formacji Ruch Prawdziwa Europa – Europa Christi. A wybory prezydenckie są jak wyprawa w Himalaje. Nie jest to coś dla słabeuszy, ale dla polityków, którzy twardo stąpają po ziemi. I tak jak w Himalajach jest więcej ośmiotysięczników, a ludzie kojarzą głównie Mount Everest i K2, tak i tutaj uwaga skupia się przede wszystkim na dwóch głównych kandydatach – dodaje.
Piotrowski przez lata był kojarzony z o. Tadeuszem Rydzykiem i uznawany za jego bliskiego współpracownika. Gdy ogłosił samodzielny start w wyborach, toruński redemptorysta stanowczo odciął się od jego kandydatury. Wkrótce polityk musiał też pożegnać się z felietonami, jakie regularnie wygłaszał na antenach Radia Maryja i telewizji Trwam. On sam uważa jednak, że nie to było przyczyną jego niskiego wyniku.
– Na wynik miało wpływ to, że wiele mediów po prostu przemilczało moje nazwisko. Nawet moi dawni znajomi np. z czasów studenckich pod koniec kampanii nie wiedzieli, że startuję w tych wyborach – przyznaje.