Stratą w wysokości 4,5 mln zł zamknęła rok miejska spółka pod nazwą Lubelskie Przedsiębiorstwo Gospodarki Komunalnej. Firma ma osiem kamienic i jeden budynek biurowy, ale tłumaczy, że ciężko na tym zarabiać. Ma również inne zajęcia, zarządzanie cmentarzami i szaletami, a z tego też nie ma kokosów.
LPGK to nieduże przedsiębiorstwo, w bieżący rok weszło z 39 pracownikami, w tym 29 na etatach i 10 na tzw. śmieciówkach. Zarząd jest jednoosobowy, prezes Grzegorz Siemiński, jak wynika z jego oświadczenia majątkowego, zarobił w zeszłym roku niemal 210 tys. zł.
Firma posiada osiem kamienic: przy Kowalskiej 11, 13, 15, Rybnej 4, 4a, Rynku 19, Lubartowskiej 25, Granicznej 18 oraz budynek biurowy przy ul. Różanej 1, w którym spółka ma swoją siedzibę. W poprzednich latach firma sprzedała dwa budynki: przy Złotej i Grodzkiej.
Część lokali zajmują zakwaterowani przez miasto lokatorzy komunalni, którzy płacą czynsz w wysokości ustalanej przez Ratusz. Dla LPGK nie jest to sytuacją komfortową, bo czynsz komunalny odbiega od rynkowego i nie wszyscy go płacą, a utrzymanie zabytkowych kamienic, często w złym stanie, jest kosztowne. W efekcie wydatki są „niewspółmierne do przychodów”.
Z tego powodu spółka planuje wyremontować część lokali, wyłączyć je „z zasobu komunalnego” i wynajmować na zasadach rynkowych. Wykaz takich pustostanów sporządzony na ostatni dzień zeszłego roku liczy 13 pozycji.
W ostatnim dniu roku firma miała ok. 665 tys. zł zaległych należności od lokatorów, a prezes skarży się w sprawozdaniu, że niewiele może tym zrobić, choć kieruje sprawy do sądu.
– Eksmisje są trudne do przeprowadzenia, często niemożliwe – czytamy w sprawozdaniu za rok 2019, które zostało opublikowane w Krajowym Rejestrze Sądowym. Prezes pisze tam również, że miasto nie wspiera spółki w tym względzie i nie ponosi kosztów utrzymania kamienic. Wynik pogarsza także to, że z czynszem zalegają również najemcy lokali użytkowych, a w sylwestra było to już ponad 450 tys. zł.
W swoim sprawozdaniu prezes pisze, że skromne przychody i brak możliwości kredytowych „powodują konsumpcję środków pozyskanych ze sprzedaży kamienic”
Wśród zleconych przez miasto obowiązków LPGK ma także zarządzanie cmentarzami komunalnymi na Majdanku i przy ul. Białej, utrzymanie szaletów miejskich oraz prowadzenie Punktu Selektywnej Zbiórki Odpadów Komunalnych przy Głuskiej. Również tu pojawiają się problemy.
Na Majdanku miasto postawiło nowy budynek z kancelarią, salą pożegnań i chłodnią. – Kancelaria z powodu braku sieci komputerowej nie może być używana – czytamy w sprawozdaniu prezesa, który wyjaśnia, że mając ograniczony dostęp do nowego obiektu musi płacić za jego utrzymanie i jednocześnie utrzymywać stary budynek.
Na cmentarzu rosną też koszty utrzymania wózków do przewozu osób po rozległej nekropolii. LPGK zauważa, że wózki działają także zimą, gdy nadmiernie zużywają się ich akumulatory, a pojazdy narażone są na korozję. Z tych i innych względów zarządzanie cmentarzami zakończyło się dla spółki stratą 44 tys. zł. Ze sprawozdania dowiadujemy się, że firma chce przejąć budowę kolumbariów, czyli miejsc na pochówki urnowe, co miałoby się stać „alternatywnym źródłem przychodu”.
Szaletom, w których 80 proc. kosztów to wynagrodzenia personelu, szczególnie ciąży rosnąca płaca minimalna. Z tego powodu jesienią zredukowano ich kadrę, a w toalecie na pl. Litewskim zamontowano licznik klientów mający pomóc w „optymalizowaniu kosztów prowadzenia szaletów w oparciu o realne potrzeby mieszkańców i turystów”.
Problem jest nawet z punktem zbierania odpadów przy Głuskiej. – Spółka w 2019 r. otrzymała od gminy Lublin dopłaty, które tylko w ok. 47 proc. pokryły działalność PSZOK – pisze prezes i podkreśla, że koszty odbioru śmieci wzrosły o 73 proc.
Za wykonane dla samorządu usługi LPGK wystawia faktury, ale miasto nie płaci za usługi, tylko dopłaca do kapitału spółki. To z kolei skutkuje powstaniem straty księgowej. Według sprawozdania dopłaty są „niedoszacowane”.