Czy ma pani/pan naszą kartę stałego klienta? - pytanie takie słyszał chyba każdy.
20 proc. stałych klientów daje sklepom aż 80 proc. przychodów - obliczył Vilfred Pareto, socjolog żyjący na przełomie XIX i XX w. Taki cel uświęca każde działanie, by tych stałych klientów złowić. Programy lojalnościowe mają skłaniać konsumenta do zakupu produktów w konkretnym sklepie (lub konkretnej marki). Według specjalistów, w programach lojalnościowych bierze już udział kilkanaście milionów Polaków. Głównie tych lepiej wykształconych.
Nic za darmo
Nie wszyscy dają karty
- Tesco nie prowadzi programu lojalnościowego w takiej formie - informuje Przemysław Skory, rzecznik prasowy tej sieci.
- Nie mamy kart stałego klienta - mówi Aneta Domańska, dyrektor hipermarketu Carrefour w Lublinie.
Programy lojalnościowe sprawdzają się zwłaszcza tam, gdzie sprzedawane są takie same towary za zbliżoną cenę, a klienta najłatwiej pozyskać, dając mu coś ekstra.
- W naszym Programie Dziesiątka za każde wydane 4 zł otrzymuje się jeden punkt - informuje Agnieszka Łukiewicz-Stachera, rzecznik prasowy sieci hipermarketów Real.
Zgromadzone punkty podlegają wymianie na nagrody: sprzęt elektroniczny i AGD, książki, gry, słodycze i kosmetyki, bilety do kina i wycieczki albo na bony towarowe. By otrzymać w Realu bon o wartości 10 zł, zebrać trzeba 280 punktów. By zebrać tyle punktów, w kasie zostawić trzeba 1120 zł. Rzecz jasna, im więcej punktów na koncie, tym prezent cenniejszy. I to jest ten magnes, który skłania ludzi do uczestnictwa w programach lojalnościowych.
W E.Leclerc pierwszy punkt posiadacz karty stałego klienta zdobywa za zakupy na kwotę 50 zł, kolejne - za każde zostawione w kasie 30 zł. Za 4 punkty, czyli po wydaniu 140 zł, dostać można np. puszkę tuńczyka za ok. 3 zł.
Na uczestników niektórych programów czekają również specjalne oferty i wyjątkowe akcje premiowane dodatkowymi punktami.