W przyszłym tygodniu odbędzie się kolejna akcja płoszenia stada saren odwiedzających trawiaste lotnisko w Świdniku. Tym razem ma być skuteczna. Zarządca terenu starał się wcześniej o zgodę na odstrzał zwierząt, rozwiązanie okazało się łatwiejsze.
O sprawie pisaliśmy kilkakrotnie. We wrześniu ubiegłego roku z wnioskiem o pozwolenie na odstrzał 30 saren do Urzędu Marszałkowskiego zwróciła się firma Navcom Systems Fly. Zarządzająca lądowiskiem spółka tłumaczyła, że zwierzęta stwarzają zagrożenie dla pilotów i kursantów, a podejmowane wcześniej próby ich przepłoszenia kończyły się fiaskiem, bo sarny po jakimś czasie wracały. Nie pomogło nawet podwyższenie ogrodzenia.
Pomysł skrytykowały organizacje ekologiczne. W internecie pojawiła się petycja, której autorzy przekonywali, że problem można rozwiązać w inny sposób. Podpisało się pod nią ponad dwa tysiące osób. W połowie lutego w sprawę zaangażowały się władze Świdnika, deklarując pomoc w skutecznym pozbyciu się zwierząt z lotniska bez konieczności ich wybijania.
Według pierwszej koncepcji, w grę wchodziło wynajęcie specjalistycznej firmy, która zajęłaby się uśpieniem saren i przetransportowaniem ich w bezpieczne, odległe miejsce. Ale po przeprowadzeniu wizji lokalnej okazało się, że jest jeszcze prostsze rozwiązanie. W części ogrodzenia, od strony sąsiednich działek, znaleziono dziury w siatce, przez które zwierzęta mogły przedostawać się na teren lotniska.
– Zwróciliśmy też uwagę, by pilnowano zamykania bramy wjazdowej, bo często podczas wykonywania pewnych prac pozostawała ona otwarta. Czekamy na informację o naprawieniu ogrodzenia i przystąpimy do wypłoszenia zwierząt z lotniska na sąsiednie tereny. Po konsultacji ze specjalistami uznaliśmy, że będzie to lepszy sposób, niż odławianie i wywożenie ich w inne miejsce – mówi Marcin Dmowski, zastępca burmistrza Świdnika.
Prezes Navcom Systems Fly Grzegorz Jędrasik mówi nam, że dziury w płocie zostały już załatane. Pismo z informacją o wykonaniu prac dzisiaj powinno trafić do Urzędu Miasta. – Ale na razie nie wycofujemy wniosku o zgodę na odstrzał, traktujemy to jako bezpiecznik. Nie mam pewności, czy pomysł miasta okaże się skuteczny. Gdyby to nie pomogło, musimy mieć jakieś zabezpieczenie. Jeśli z powodu tych saren dojdzie do wypadku, to my będziemy ponosić za to odpowiedzialność – podsumowuje Jędrasik.