Jan Masłowski od dziecka choruje na epilepsję. 550 zł renty to jego jedyne dochody.
- To sytuacja bez wyjścia - rozkłada ręce 47 letni Jan Masłowski z Zamościa. - Gdybym był zdrowy, nie potrzebowałbym renty. Ale kwota jaką dostaję, skazuje mnie na wegetację. Ostatnio musiałem wykupić leki za 294 zł! Nie zrobiłem tego.
Jan Masłowski mieszka ze swoją matką na jednym z zamojskich osiedli. Choruje na epilepsję od ponad 30 lat. Dlatego nigdy nie podjął pracy. W 1984 r. ZUS przyznał mu specjalną rentę. Co miesiąc wypłaca Masłowskiemu 550 zł.
- Nigdy nie pracowałem, ani nie prowadziłem działalności gospodarczej. Dlatego ZUS przyznał mi rentę specjalną - tłumaczy pan Jan. - To świadczenie jest jednak obwarowane pewnymi warunkami. Zwykli renciści mogą dorabiać, ale mnie nie wolno. To niesprawiedliwe.
Mężczyzna od lat szuka pomocy. Pisze w tej sprawie pisma do warszawskiego i biłgorajskiego ZUS. Wylicza, ile kosztuje go utrzymanie, czynsz (musi miesięcznie płacić ok. 477 zł) i leki, które powinien brać. Jedynym wyjściem z sytuacji jest dodatkowa praca. Bez niej jest skazany na wegetację. Ale na jego pisma urzędnicy zawsze odpowiadają tak samo.
- "Osiąganie przychodów spowoduje wstrzymanie renty” - Masłowski czyta ostatnie pismo z biłgorajskiego ZUS. - Jak tak można? To tak jakbym zderzał się ze ścianą.
- Takie są właśnie przepisy - tłumaczy Danuta Kwiatkowska, dyrektor
biłgorajskiego oddziału ZUS. - Gdyby jego niezdolność do pracy była tylko częściowa, to mógłby zrezygnować ze świadczenia specjalnego i starać się o rentę socjalną. Wtedy mógłby też podjąć pracę. Ale w jego przypadku to niemożliwe.
Masłowski jest oburzony, ale się nie poddaje. - Nie zostawię tak tej sprawy. Będę walczyć o zmianę przepisów. Napiszę w tej sprawie m.in. do prezesa Rady Ministrów, posłów i gdzie się tylko da. Może mnie ktoś poprze.