Tysiące sztuk amunicji i setki sztuk broni oraz jej elementów, w bardzo dobrym stanie, a także wiele kilogramów materiałów wybuchowych zarekwirowano podczas dwudniowej akcji CBŚ, prowadzonej pod nadzorem Prokuratury Rejonowej w Biłgoraju w miejscowym muzeum i wchodzącej w jego skład Zagrodzie Sitarskiej.
W tej sprawie zatrzymano cztery osoby, w tym Jerzego W., dyrektora Muzeum Ziemi Biłgorajskiej oraz trzech jego pracowników: Sławomira M., Tomasza P. i Bogusława M. Wszyscy w nocy w czwartku na piątek usłyszeli zarzuty.
W piątek przed południem Sąd rejonowy w Biłgoraju nie uwzględnił wniosków prokuratury o atymczasowe aresztowanie całej czwórki.
– Czekamy na decyzję sądu wraz z uzasadnieniem. Wtedy będziemy podejmować decyzję, czy składać zażalenie do Sądu Okręgowego w Zamościu – mówi Gmuz, ale dodaje, że stanie się najprawdopodobniej po niedzieli.
Tymczasem ze wstępnych ustaleń prokuratury wynika, że tylko część tego wyjątkowo bogatego arsenału była przez muzeum ewidencjonowana.
"Eksponaty”, które dyrektor placówki gromadził wspólnie z pracownikami były albo kupowane albo też pochodziły z prowadzonych przez nich poszukiwań (na razie nie wiadomo, czy legalnych). Niektóre sztuki broni i jej elementów, ale także granaty, amunicja i materiały wybuchowe były w bardzo dobrym stanie, świetnie zachowane.
Problem w tym, że to mogło w każdej chwili wybuchnąć. – Muzeum ma prawo takie zbiory gromadzić, ale ma też obowiązek pozbawienia ich cech użyteczności bojowej. A tym przypadku tak nie było – mówi prokurator Gmyz. Bo amunicja nie miała przedziurawionych spłonek, a pistolety, czy karabiny nie miały zdemontowanych odpowiednich elementów.
Co na to burmistrz miasta, który od kilku kadencji urzęduje dwa piętra nad muzeum? – Jestem zaskoczony. I tę sytuację mogę określić chyba tylko jako skrajną nieodpowiedzialność – mówi Janusz Rosłan.
Zapewnia, że nie miał pojęcia iż zbiory muzeum są nielegalne. Dodaje, że miasto nigdy nie finansowało tego rodzaju zakupów dla placówki, która jest jednostką podległą Starostwu Powiatowemu w Biłgoraju. Tam jednak jak na razie nikt sytuacji nie skomentował. Trwa posiedzenie Zarządu Powiatu.
– Można dziś powiedzieć, że mieszkańcy bloków przy ulicy Nadstawnej, gdzie funkcjonuje Zagroda Sitarska, ale również miejscy urzędnicy, bo muzeum działa w podziemiach Urzędu Miasta żyli od lat na tykającej bombie – mówi Ireneusz Gmyz, prokurator prowadzący śledztwo.
W tej sprawie zatrzymano już cztery osoby, w tym Jerzego W., dyrektora Muzeum Ziemi Biłgorajskiej oraz trójkę jego pracowników. Wszyscy w nocy w czwartku na piątek usłyszeli zarzuty. Od dzisiejszego ranka sąd w Biłgoraju rozpatruje wnioski prokuratury o ich tymczasowe aresztowanie.
Z wstępnych ustaleń prokuratury wynika, że tylko część tego wyjątkowo bogatego arsenału była przez muzeum ewidencjonowana.
"Eksponaty”, które dyrektor placówki gromadził wspólnie z pracownikami były albo kupowane albo też pochodziły z prowadzonych przez nich poszukiwań (na razie nie wiadomo, czy legalnych). Niektóre sztuki broni i jej elementów, ale także granaty, amunicja i materiały wybuchowe były w bardzo dobrym stanie, świetnie zachowane.
Problem w tym, że "eksponaty" mogły w każdej chwili wybuchnąć.
– Muzeum ma prawo takie zbiory gromadzić, ale ma też obowiązek pozbawienia ich cech użyteczności bojowej. A tym przypadku tak nie było – mówi prokurator Gmyz. Bo amunicja nie miała przedziurawionych spłonek, a pistolety, czy karabiny nie miały zdemontowanych odpowiednich elementów.
Co na to burmistrz miasta, który od kilku kadencji urzęduje dwa piętra nad muzeum? – Jestem zaskoczony. I tę sytuację mogę określić chyba tylko jako skrajną nieodpowiedzialność – mówi Janusz Rosłan.
Jak twierdzi, nie miał pojęcia iż zbiory muzeum są nielegalne. Dodaje, że miasto nigdy nie finansowało tego rodzaju zakupów dla placówki, która jest jednostką podległą Starostwu Powiatowemu w Biłgoraju.
– Nie miałem pojęcia, że cokolwiek ze zbiorami muzeum może być nie w porządku – zapewnia Marian Tokarski, starosta biłgorajski. – Otrzymywałem informacje, że wszelkie zbiory są tak, jak należy zinwentaryzowane.
Całej sytuacji starosta nie chce komentować. czeka na dalsze ustalenia prokuratury i ewentualne wyjaśnienia dyrektora Muzeum.
Tymczasem sprawa podzieliła mieszkańców Biłgoraja. Jedni są nieodpowiedzialną postawą dyrektora W i jego współpracowników oburzeni, inni bardziej wyrozumiali.
Bo podobno w mieście tajemnicą poliszynela było zamiłowanie Jerzego W. do gromadzenia strych militariów. – To byli po prostu pasjonaci. Na pewno nikomu nie chcieli zrobić krzywdy i najprawdopodobniej w ogóle nie zdawali sobie sprawy z tego, że działają nielegalnie – usłyszeliśmy od anonimowego rozmówcy.