Wczoraj rano, przez dwie godziny, nie terkotała ani jedna maszyna w hali produkcyjnej zamojskiej "Delii”. 250 osób z porannej zmiany zastrajkowało. Szwaczki żądają m.in. wypłacenia pensji za styczeń, luty i marzec.
Szwaczki zamojskiej "Delii” od lat skarżą się na fatalne warunki panujące w halach fabrycznych. Pracuje tam ok. 350 osób. Ściany i dach budynków nie są ocieplone, nieszczelne są także drzwi i okna. Zimą temperatura powietrza sięgała zaledwie kilku stopni. Kobiety szyły opatulone w swetry, czapki i rękawice. Trzęsły się z zimna. Dmuchawy i piecyki nie pomagały.
- Ostatnio zabito deskami wyjścia ewakuacyjne, bo od nich ponoć najbardziej wiało - mówi 40-letnia szwaczka. - Co będzie, gdy wybuchnie pożar? Nie wiemy. Zakład nie odprowadza nam też składek ZUS, nie jesteśmy ubezpieczone i zarabiamy po 650 zł. A gdy pytamy o wypłaty, kierownicy krzyczą: przestańcie skomleć i tną pieniądze za nadgodziny.
Wczoraj szwaczkom puściły nerwy. Prezes Michał Buksiński obiecał im, że na święta dostaną zaległe wynagrodzenie. Wypłaty poszły do... 60 osób. Załoga była tym wzburzona. Dlatego wczoraj rano zdesperowane kobiety spontanicznie odmówiły podjęcia pracy. Strajk rozpoczął się o godz. 7 i trwał dwie godziny.
Zarząd był wczoraj nieobecny. Sytuację próbowała "załagodzić” Maria Budzyńska, dyrektor ds. handlu i produkcji. Udało się jej. - Powiedziała wprost: albo idziemy do pracy, albo... możemy po świętach tutaj nie wracać - mówią szwaczki. - Tak protest spacyfikowano...
Szwaczki twierdzą, że nie mają dokąd udać się po pomoc. Są zdesperowane. - Przedstawiciele związków zawodowych zostali zwolnieni, a interwencje w inspekcji pracy, a nawet w zamojskiej prokuraturze (chodzi tu m.in. o wątek sprzedaży parku maszynowego) na razie nie przyniosły żadnego skutku. Niewykluczone, że wczorajszy strajk nie będzie ostatni. Walczymy o swoje.
Co na to zarząd "Delii”? Prezes Buksiński nie miał dla nas wczoraj czasu. Także dyrektor Budzyńska nie chciała z nami rozmawiać. Była niegrzeczna i zdenerwowana. - Nie będę nic mówić. Nie potrzebujemy rozgłosu - stwierdziła. - Dziękujemy za współpracę z waszą gazetą.
Toną w długach
za podatek od nieruchomości i nieopłacone składki ZUS (łącznie ok. 12,5 mln zł). Delia winna była również ok. 1 mln zł bankowi PKO SA.