Pracownica, która zajmowała się prowadzeniem kasy zapomogowo-pożyczkowej szpitala w Biłgoraju kilka miesięcy temu wyjechała do Stanów Zjednoczonych. Wraz z nią zaginął ślad po 200 tysiącach złotych.
Fakt, że w kasie brakuje pieniędzy został ujawniony przez przypadek. Na początku nie było nawet wiadomo, jak dużej kwoty brakuje. Do zbadania sprawy powołano specjalną komisję. Efektem jej pracy jest stwierdzenie: z kasy zapomogowo-pożyczkowej zniknęło 200 tys. zł.
Jak mogło do tego dojść? – Jest zarząd tej kasy. Oni tego pilnują – odpowiedział nam Zbigniew Kowal, dyrektor ds. ekonomicznych SP ZOZ. – Złożyliśmy pismo w tej sprawie w prokuraturze. Teraz oni się tym zajmują – stwierdził Czesław Goławski, przewodniczący zarządu kasy.
Ustaliliśmy, że wciąż nie wiadomo, w jaki sposób pieniądze były wyprowadzane ze szpitala. Pewne jest tylko, że wszystko działało bez zarzutu, dopóki osoba prowadząca kasę zapomogowo-pożyczkową przychodziła do pracy. Ale kilka miesięcy temu wyjechała za granicę. Wraz z nią przepadły pieniądze. – To na pewno nie było jednorazowe działanie. Proceder musiał trwać wiele lat. Jeżeli to przypuszczenie okaże się faktem, trzeba będzie się zastanowić, jak w szpitalu działają mechanizmy kontrolne – mówi Zbigniew Reszczyński, szef Prokuratury Rejonowej w Biłgoraju, która w tej chwili prowadzi postępowanie w sprawie przywłaszczenia mienia powierzonego. Grozi za to kara
od 3 miesięcy do 5 lat pozbawienia wolności. Tymczasem działalność kasy zapomogowo-pożyczkowej w biłgorajskim szpitalu została zawieszona. Ludzie przestali przekazywać do niej swoje pieniądze.