Zaatakował pracownika stacji paliw, bo potrzebował gotówki na jednorękiego bandytę. Byłemu strażnikowi hrubieszowskiego więzienia grozi nawet dożywocie. Podzieli los skazanych, których sam pilnował.
24-letni Przemysław P. przez półtora roku pracował w hrubieszowskim więzieniu.
- Był w okresie służby przygotowawczej, podczas której każdy młody funkcjonariusz jest szczególnie obserwowany, częściej oceniany i opiniowany - mówi Janusz Krotkiewicz, zastępca dyrektora Zakładu Karnego w Hrubieszowie. - To był zdyscyplinowany, sumienny funkcjonariusz. Nie wchodził w nieformalne relacje ze skazanymi. Nikt się nie spodziewał, że może zrobić coś takiego.
W nocy z 10 na 11 października ub. roku Przemysław P. grał na automatach do gier zręcznościowych. W pewnym momencie pojawił się na stacji paliw przy ul. Piłsudskiego, by wymienić 800 złotych w bilonie na banknoty. Znał dwoje pracowników, bo sam kiedyś pracował na stacji. Potrzebował z kasy na kilka godzin 4 tys. złotych, ale gdy odmówiono mu pożyczki zapowiedział, że jeszcze raz przyjedzie tu z bilonem.
Dotrzymał słowa. Na stacji pojawił się ok. godz. 4 rano. Tym razem chciał od 21-letniego Artura K. antenę CB. Gdy pracownik odkręcał antenę ze swojego samochodu, Przemysław P. uderzył go młotkiem w tył głowy. Ofiara upadła na ziemię, a sprawca dalej okładał ją po całym ciele młotkiem, a później ugodził kilkakrotnie w okolicę klatki piersiowej i głowy.
- Zamierzonego celu nie osiągnął z uwagi na obronę i ucieczkę pokrzywdzonego - mówi prok. Kubik.
21-latek w stanie ciężkim - m.in. z następowym złamaniem i włamaniem kości czaszki, licznymi ranami kłutymi i ciętymi oraz roztrzaskanym palcem u ręki - trafił do szpitala. Przeżył dzięki szybko przeprowadzonej operacji.
Policję powiadomiła o zdarzeniu przestraszona pracownica stacji, która zabarykadowała się w budynku. Sprawca odjechał, ale wkrótce wrócił na miejsce zdarzenia z żoną. Tam zatrzymali go mundurowi.
- Po usłyszeniu zarzutów złożył raport o zwolnienie ze służby i natychmiast został z niej zwolniony - mówi Krotkiewicz.
Oskarżony pracował w dziale ochrony, miał kontakt z bronią.
- We wrześniu ub. roku był badany przez lekarzy medycyny pracy. Nie stwierdzono przeciwwskazań do służby z bronią - zapewnia wicedyrektor więzienia.
Badania wykluczyły uzależnienie oskarżonego od hazardu. Jego proces ruszy w marcu przed Sądem Okręgowym w Zamościu.