Hrubieszowski ginekolog wraz z byłym komendantem strażnicy w Łaszczowie przybyli na ogłoszenie wyroku. Pierwszemu zarzucono nielegalne usunięcie ciąży, drugiemu pomoc w jej przeprowadzeniu. Żaden nie usłyszał wyroku, bo sąd postanowił wznowić przewód.
Leszek Wójtowicz
O jaką zmianę chodzi? Sąd poinformuje o tym dopiero w połowie grudnia, bo na sali rozpraw nie było wszystkich stron.
Gdy 23-latka nabrała podejrzeń, że jest w ciąży, poprosiła o pomoc w jej usunięciu 37-letniego biznesmena z Lubyczy Królewskiej, który - jej zdaniem - miał być ojcem dziecka. W toku śledztwa ustalono, że Witold S. podzielił się tą informacją z komendantem strażnicy w Łaszczowie, gdyż 42-letni Mirosław L. również utrzymywał kontakty intymne z kobietą.
Pogranicznik skontaktował się telefonicznie ze znajomą pielęgniarką. Ustalono, że zabieg będzie kosztować 2 tys. zł, a wykona go w czasie dyżuru 60-letni Jerzy B., który był wówczas ordynatorem oddziału ginekologiczno-położniczego w hrubieszowskim szpitalu.
Pieniądze wyłożył Witold S. Ciężarną oraz koperty z łapówkami i koniakiem dla ginekologa i pielęgniarki zawiózł do Hrubieszowa zastępca Mirosława L. Nic nie wiedział o całej akcji. Jerzy B. i Beata B. wpadli po zabiegu. Podczas śledztwa ustalono, że tego samego dnia ginekolog wykonał w szpitalu jeszcze jedną aborcję. Dostał za to 1,5 tys. zł.
Ginekolog podnosił, że ciąże mogły być zagrożone, ale nie ujawniono dowodów ani poszlak, że były obumarłe bądź miały miejsca poronienia. Według śledczych, nie zachodziło bezpośrednie zagrożenie zdrowia lub życia którejkolwiek z pacjentek.
Mirosław L. odpowiada przed sądem za pomoc w przeprowadzeniu nielegalnego zabiegu (uzgodnił czas, miejsce oraz kwotę łapówki). Obu oskarżonym grozi do 10 lat pozbawienia wolności.
Jerzy B. dalej pracuje w hrubieszowskim szpitalu. Mirosław L. rozstał się z mundurem.