Wychowankowie Specjalnego Ośrodka Rewalidacyjno - Wychowawczego, który od czerwca ubiegłego roku funkcjonuje w Teodorówce uczą się życia tutaj, bo rodzice nie czuli się na siłach, by ich wychować. O swoich dzieciach przypominają sobie dopiero wówczas, gdy maluchy otrzymują renty. - Jesteśmy dla nich rodziną, zresztą często nazywają nas swoimi mamusiami i tatusiami - mówią wychowawcy.
Trudna szkoła życia
W ośrodku prowadzi się przede wszystkim dwie formy zajęć, dostosowywanych do indywidualnych wychowanków. - Dla każdego dziecka osobno piszemy program i cele pracy. Jeśli dziecko nie jest w stanie się poruszać, a takie też mamy, nasze działania nastawione są na stymulację wszystkich jego narządów. Często upośledzenie wiąże się z brakiem wzroku czy słuchu, więc te zmysły staramy się uruchomić - wyjaśnia Wojciech Zbiegień, nauczyciel w ośrodku i psycholog DPS.
Pedagodzy pracujący z dziećmi starszymi robią wszystko, by podopieczni osiągnęli jak największy stopień samodzielności. Czasem polega to na nauce czynności z pozoru bardzo prostych, jak choćby właściwe utrzymanie łyżki.
Rozwój poprzez zabawę
To skomplikowane wyjaśnienie, w praktyce sprowadza się do tego, co większość rodziców robi ze swoimi zupełnie zdrowymi dziećmi. Chodzi więc o zwykłe baraszkowanie czy turlanie się po podłodze, które jednak w stosunku do dzieci upośledzonych przynosi zaskakująco dobre efekty. Dzieci, szczególnie te mniej sprawne po prostu uwielbiają takie zajęcia. - Mamy dziewczynkę, która przez dwa lata biernie uczestniczyła w zajęciach, siedząc gdzieś z boku. W tej chwili sama domaga się ćwiczeń - mówi dalej Zbiegień.