Na początku wyglądało na to, że mundurowi dopadli Bogu ducha winnego człowieka i spuścili mu łomot. Później okazało się, że prawda wygląda inaczej.
- Wasi policjanci pobili człowieka. Przyjeżdżajcie! - krzyknął do słuchawki 50-letni mieszkaniec Gorajca Zagroble (gm. Raczecznica).
- Ponieważ zachodziło podejrzenie popełnienia przestępstwa przez funkcjonariuszy na miejsce pojechał oficer kontrolny - informuje nas dzisiaj Joanna Kopeć, rzeczniczka policji w Zamościu.
Wtedy okazało się, że sytuacja wyglądała tak:
Policjanci z Radecznicy jechali prywatnym autem na służbę. Po drodze zauważyli, że przez Gorajec jedzie na rowerze znany im dobrze 52-latek.
- Był już dobrze znany funkcjonariuszom. Zatrzymywano go wiele razy za jazdę po pijanemu. Sąd orzekał wobec niego zakaz prowadzenia wszelkich pojazdów - wyłuszcza Kopeć.
Policjanci dali 52-latkowi znak, by się zatrzymał. Ale on ani myślał. Skręcił na jedną z posesji. Zsiadł z roweru i zaczął uciekać.
Nie było wyjścia, mundurowi zaczęli go gonić.
- I załapali, a żeby doprowadzić na posterunek, musieli go obezwładnić - wyjaśnia rzeczniczka. Wtedy z domu wyszedł znajomy 52-latka, a ten niewiele myśląc wyjął z kieszeni spodni butelkę wódki i rzucił ją koledze.
Z flaszką, po którą młodszy kolega wysłał do sklepu się rozstał, ale z policjantami nie: został przetransportowany na posterunek (w tym czasie jego kompan od kieliszka składał doniesienie na brutalność funkcjonariuszy).
Okazało się, że gdy jechał rowerem przez wieś był pijany. Miał 2,12 promila alkoholu w organizmie. Po raz kolejny odpowie za jazdę po pijanemu.