Chcą szukać tego co łączy, nie dzieli. Choć przepaść między Polakami i Ukraińcami, jaka powstała podczas ostatniej wojny, jest trudna do zasypania, Towarzystwo Miłośników Ziemi Horodelskiej zamierza podjąć ten wysiłek.
Dla wielu mieszkańców regionu samo słowo "Ukrainiec” ma negatywne znaczenie. Dlaczego? Szacuje się, że w latach 1943-44 tylko na Wołyniu zginęło 50 do 60 tys. osób. To wtedy ukraińscy nacjonaliści podjęli decyzję o wymordowaniu Polaków z Wołynia i Polesia. Naszych rodaków rozstrzeliwano, rąbano siekierami.
Mordercami byli nie tylko członkowie UPA, ale też ukraińscy sąsiedzi. Tysiące uciekinierów przeniosło się m.in. na Zamojszczyznę i Chełmszczyznę. Dotarło tu też UPA.
– W morzu zła, pojawiali się ludzie, którzy potrafili się pobratymcom przeciwstawić – przyznaje Janina Kalinowska, prezes Stowarzyszenia Upamiętniania Polaków Pomordowanych na Wołyniu. – Trzeba o nich pamiętać. Myśleliśmy o stworzeniu medalu dla nich. Ale na Ukrainie odradza się nacjonalizm. Ujawnienie nazwisk tych ludzi może być dla nich niebezpieczne…
Na razie członkowie horodelskiego stowarzyszenia uczczą bohaterskich Ukraińców inaczej. Jutro powstanie w Horodle aleja róż, która będzie im poświęcona. – Zasadzimy je przy kościele św. Mikołaja – mówi Tuz.
– W przyszłości ustawimy tam także tablicę pamiątkową. Podjęcie tej inicjatywy było możliwe dzięki pomocy historyków IPN i ich publikacjom.
Akcja będzie prowadzona także w innych przygranicznych gminach, w pasie od Lutowisk do Włodawy. – Mamy za co dziękować – podkreśla Tuz. – Wielu Ukraińców zginęło, bo próbowali ratować Polaków. To może zbliżyć nasze narody.
Idea się spodobała. – Gdy dostaniemy propozycję, przyłączymy się – zapowiada Andrzej Kratiuk, sekretarz UG we Włodawie.
Czy jednak zwykli Ukraińcy potrzebują takich upamiętnień. Trudno powiedzieć. W sercu Lwowa natknęliśmy się swego czasu na targi staroci. Można tam znaleźć m.in. fotografie nazistowskich dostojników. Spod lady wyciągane są także kopie emblematów niemieckich i ukraińskich jednostek z czasów wojny. – Bo my widzimy historię po swojemu – tłumaczył nam jeden z handlarzy.