Lekarze z hrubieszowskiego szpitala walczą o życie 48-letniej kobiety, którą dzisiaj rano wyciągnięto z rzeki w Hrubieszowie. Na razie nie wiadomo, jak wpadła do wody. Przy jej ratowaniu dużym zaangażowaniem wykazał się przypadkowy świadek. Policja wyjaśnia okoliczności zdarzenia.
Na miejsce skierowano patrol. – Na środku rzeki, która w tamtym rejonie ma ok. 10 m szerokości, między dwiema taflami lodu, zauważono zanurzoną po szyję kobietę – informuje Edyta Krystkowiak, rzecznik prasowy hrubieszowskiej policji. – Próbował ratować ją mężczyzna, który wcześniej powiadomił nas o zdarzeniu.
Tym mężczyzną był 43-letni pracownik pobliskiej masarni, który przed godz. 6 usłyszał wołanie o pomoc. Do topiącej się 48-latki dotarł po przyniesionej i rozłożonej na trzeszczącym lodzie drabinie. Chwycił topiącą się za rękę, ale nie mógł jej wyciągnąć.
Przybyli na miejsce funkcjonariusze podali mu spontanicznie wykonaną "linę”, czyli kawałek znalezionego nad rzeką druta połączonego ze związanymi ze sobą pasami służbowymi stróżów prawa.
Pracownikowi masarni udało się zawiązać koniec prowizorycznej liny do ręki kobiety, ale dopiero przy pomocy strażaków, którzy użyli drugiej drabiny poszkodowana została wydobyta z lodowatej wody na brzeg.
Karetka odwiozła kobietę w ciężkim stanie do szpitala. – Pacjentka jest nieprzytomna, została podłączona do aparatury, która za nią oddycha – powiedziała nam przed południem Teresa Futyma, rzecznik prasowy hrubieszowskiego szpitala.
Policja i prokuratura badają okoliczności zdarzenia. – Z poszkodowaną nie ma na razie kontaktu, ale przesłuchujemy świadków – informuje Artur Kubik, szef Prokuratury Rejonowej w Hrubieszowie.
Prawdopodobnie doszło do nieszczęśliwego wypadku. Jak się nam udało nieoficjalnie dowiedzieć, 48-latka pracowała w jednym z hrubieszowskich banków.