Gdyby nie zdecydowana postawa świadka, nikt nie dowiedziałby się o zabiciu małego kundelka.
- Na ul. Gródeckiej katują psa - takie zgłoszenie przyjął w środę wieczorem dyżurny hrubieszowskiej policji od 31-letniego mieszkańca miasta.
Stróże prawa nie zbagatelizowali tego sygnału i udali się pod wskazany adres. Ale na miejscu nie znaleźli niczego podejrzanego. Trop prowadził dalej.
- Gdy świadek zdarzenia zagroził, że powiadomi policję, sprawcy wynieśli zabite zwierzę w okolicę torów kolejowych i tam je porzucili - informuje podinspektor Ryszard Wasiak, naczelnik sekcji kryminalnej Komendy Powiatowej Policji w Hrubieszowie.
Już na pierwszy rzut oka było widać, że brązowy kundelek zginął w okropnych męczarniach. Lekarz weterynarii stwierdził, że bezpośrednią przyczyną zejścia było pęknięcie kości czaszki, piesek miał też złamaną żuchwę i wybite oko.
Dzięki zeznaniom świadka nie było kłopotów z ustaleniem sprawców. 27-latek wraz z dwoma kolegami w wieku 21 i 18 lat spędzili noc w policyjnym areszcie. Alkomat wykazał u najstarszego 2,40 promila alkoholu, kompani mieli w organizmach po ok. 1,5 promila.
Dlaczego kundel zginął? - Bo wcześniej miał wbiec na posesję 27-latka i zaatakować jego psa - opowiada podinsp. Wasiak.
Rozwścieczony właściciel poprosił o pomoc kolegów i razem dopadli nieproszonego gościa. Bili go kijem i sztachetą, nie szczędzili kopniaków. Żałosny skowyt konającego czworonoga usłyszał przypadkowy świadek, który zadzwonił po policję.
Sprawcom grozi do roku pozbawienia wolności. - To sadyści - uważa Krystyna Pomarańska z Pogotowia i Straży dla Zwierząt w Zamościu. - Dobrze, że znalazł się człowiek, któremu nie był obojętny los maltretowanego zwierzęcia.