Sercowcy czują się źle. Osoby cierpiące na chorobę wieńcową i nadciśnienie skarżą się ostatnio m.in. na zaburzenia rytmu serca, duszności i napady lęku. Jednak na kardiologów z zamojskiego szpitala „papieskiego” nie mogą liczyć. Bo medycy strajkują.
Pani Alina tłumaczy, że jej dolegliwości są efektem zmiennej ostatnio pogody, która ma zawsze wielki wpływ na samopoczucie m.in. sercowców. Osoby uskarżające się na chorobę wieńcową czy arytmię serca nie mają jednak w Zamościu łatwego życia. „Ich” lekarze w szpitalu „papieskim” strajkują.
– Mottem tego szpitala jest niesienie pomocy bliźnim – mówi z żalem 60-latek z Zamościa. – I co z tego wychodzi? Dla lekarzy ważniejsze są pieniądze niż pacjenci. Nie mamy w nich oparcia. Mój syn także skończył dobre studia i zarabia w szkole 800 zł, córka jest wykształcona i... bezrobotna. Emeryci też ledwo przędą. Jeśli tak, to niech cała Polska strajkuje. I niech się wszystko rozleci.
Zatelefonowaliśmy na szpitalną kardiologię. Chcieliśmy sprawdzić, czy w ostatnim tygodniu wzrosła liczba osób proszących o konsultacje. Dyżurna lekarka nie chciała nam jednak poświęcić nawet minuty ani podać swojego nazwiska.
– Liczba zgłoszeń wzrosła, ale żadnych porad nie udzielamy, nawet przez telefon – usłyszeliśmy. – Pacjentów odsyłamy. Przecież strajkujemy. Zajmują się nimi lekarze rodzinni.
I mają pełne ręce roboty. – Taka aura, jak ostatnio, sercowcom rzeczywiście nie sprzyja – przyznaje Paweł Dudek, lekarz rodzinny z NZOZ przy ul. św. Piątka w Zamościu. – Pacjentów nam nie brakuje.
Kiedy skończy się szpitalny strajk? – Sam chciałbym to wiedzieć – twierdzi Andrzej Kleinrok, ordynator kardiologii w Szpitalu Wojewódzkim im. Papieża Jana Pawła II w Zamościu. – Dla mnie to także nie jest komfortowa sytuacja. Zapewniam, że w stanach zagrożenia życia nikogo nie odeślemy.
Nie wszyscy są jednak rozgoryczeni. – Mamy kapitalizm. Każdy musi walczyć o swoje – mówi 30-letni taksówkarz, który „na rękę” zarabia 650 zł. – Dziś już żadnych Judymów nie ma. A jeśli jakaś grupa zawodowa nie chce klepać biedy, to należy jej przyklasnąć. Przyjmowanie w prywatnych gabinetach widać nie przynosi lekarzom oczekiwanych dochodów.