Nie udało się uratować dziewięciolatki, do której matka bezskutecznie wzywała karetkę. – Trzeba wyjaśnić przyczynę śmierci dziecka, a także ocenić postępowanie lekarzy i pogotowia – mówi Romuald Sitarz, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Zamościu.
O sprawie krótko pisaliśmy w niedzielę. Dziewczynka z miejscowości Sąsiadka na Zamojszczyźnie miała infekcję i od dwóch dni brała antybiotyk. W nocy z wtorku na środę dostała wysokiej temperatury; termometr wskazywał 40 stopni. Dlatego ok. godz. 1 matka Kariny zadzwoniła na pogotowie. Karetki jednak nie wysłano.
Dyspozytor odesłał kobietę do Centrum Lekarza Rodzinnego, świadczącego całodobową opiekę medyczną w zamojskim szpitalu "papieskim”. Ale po godz. 1 ponownie zadzwoniła na pogotowie. Powiedziała, że w centrum odmówiono jej wizyty domowej, a ona nie ma czym zawieźć dziecka do Szczebrzeszyna, gdzie znajduje się zespół medyczny. I tym razem nie doczekała się pomocy.
Poprosiła więc sąsiada i jego samochodem przywiozła córkę do szpitala w Szczebrzeszynie. – Dziecko, które trafiło na oddział o godz. 1.55, nie dawało oznak życia: brak oddechu, nieruchome źrenice – relacjonuje Sławomir Porzuc, dyrektor placówki. – Pani doktor przystąpiła do reanimacji, ale o godz. 2.05 stwierdzono zgon.
Z podstacji zamojskiego pogotowia w Szczebrzeszynie do Sąsiadki jest niecałe 10 kilometrów. – Mam żal do pogotowia, bo gdyby karetka przyjechała na czas, może moja córka by żyła – mówi matka Kariny.
– Odsłuchałem rozmowę i według mnie dyspozytor nie zawinił – twierdzi Leszek Bez, wicedyrektor Samodzielnej Publicznej Stacji Pogotowia Ratunkowego i Transportu Sanitarnego w Zamościu. – Działał zgodnie z przepisami ustawy o ratownictwie medycznym. Z relacji matki nie wynikało, że dziecko znajduje się w ciężkim stanie. To była spokojna, rzeczowa rozmowa.
W szpitalu "papieskim”, któremu podlega CLR, nie chcą wypowiadać się na ten temat. – Poczekajmy na wyniki postępowania – ucina rzecznik Ryszard Pankiewicz.
Co było przyczyną śmierci dziewczynki? Wiadomo tylko, że zlecono dodatkowe badania histopatologiczne. Śledczy nie chcą się wypowiadać, czy dziewczynka była obciążona jakąś chorobą. Zbierają dowody: zabezpieczono dokumentację medyczną. Prokuratorzy sprawdzą, czy były podstawy do odmowy wysłania karetki, bo to, że matka Kariny dwa razy dzwoniła na pogotowie, jest faktem.
Pogrzeb Kariny był w piątek.
– To była pogodna dziewczynka. Razem z moją córką przystępowała do Pierwszej Komunii Świętej, ale do szkoły chodziła nie do Zaburza, tylko ze swoją starszą siostrą do Szczebrzeszyna. Każdy we wsi przeżywa jej śmierć – powiedziała nam mieszkanka Sąsiadki.