Nie będę płacił za głupotę policji – denerwuje się kierowca, którego sąd skazał dzisiaj na grzywnę za przekroczenie prędkości. Podtrzymuje, że fotoradar stał w miejscu, gdzie nie obowiązywało ograniczenie.
– Dodatkowo ma zapłacić 278,61 złotych tytułem kosztów postępowania – poinformowała sędzia Hanna Życka-Bednarczuk z Sądu Grodzkiego w Zamościu.
Kierowca zapowiedział odwołanie. – To policjant się pomylił: na zdjęciu z fotoradaru stojący w głębi dom nie ma okna, a podczas wizji lokalnej wyszło, że jednak ma – zżyma się Szczepanik. – Co tu jest grane? Nie będę płacił za głupotę policji.
W marcu 58-latek przejeżdżał z żoną fordem galaxy przez podkrasnostawski Borów, gdzie przy nieoznakowanym wozie policyjnym stał fotoradar. Zatrzymano go kilka kilometrów dalej.
– Usłyszałem, że przekroczyłem dozwoloną prędkość o 25 km/h – wspomina Szczepanik.
Funkcjonariusze zaproponowali mu 200 złotych mandatu oraz 6 punktów karnych. Ale odmówił.
– Bo znam każdy dołek na tej drodze – mówi. – Jestem zawodowym kierowcą od 40 lat. Nigdy nie dostałem mandatu ani punktów karnych. W miejscu, gdzie stał fotoradar, mogłem jechać 90 km/h, bo tam nie ma ograniczenia prędkości.
Jako dowód jeszcze raz pokazuje wykonane przez mundurowych zdjęcie samochodu. Funkcjonariusz oprócz m.in. numeru rejestracyjnego, czasu, miejscu i stwierdzonej prędkości musiał podać – określane na podstawie słupków drogowych – stanowisko, gdzie ustawiony był fotoradar.
Wynika z niego, że Szczepanik został namierzony na 47,6 kilometrze. – A tam nie ma żadnego ograniczenia – twierdzi nasz rozmówca. I to jest prawda
Policja podtrzymywała jednak, że przez pomyłkę zamieszczono inne parametry stanowiska. Sąd uwierzył policjantom.
Dzisiejszy wyrok nie jest prawomocny.