Znali się od lat. Dlatego kiedy poprosili, żeby wyszedł, Damian niczego się nie spodziewał. Oblali go benzyną i podpalili. Potem patrzyli, jak mężczyzna tarza się po ziemi usiłując zdusić płomienie. Śledczy są pewni: chcieli zabić. Czy powodem ataku był romans?
Wielącza (pow. zamojski) – karczma, warsztat samochodowy, zabytkowy kościół i kilkadziesiąt domów stojących po obu stronach drogi łączącej Zamość ze Szczebrzeszynem. Jest też jednostka Ochotniczej Straży Pożarnej. Należy do niej 27-letni Damian oraz Kamil S. Ich wspólnym znajomym jest też Adam G. Zresztą w tej okolicy znają się niemal wszyscy.
– 7 lipca Kamil i Adam przyjechali przed nasz dom. Kamil wysiadł, przywitał się i poprosił, żeby Damian wyszedł – wspomina Andrzej Hałasa, ojciec 27-latka.
Tarzał się po ziemi
Mężczyzna zobaczył później, jak Adam G. oblewa jego syna jakimś płynem z wiadra i podpala. Potem był już tylko wybuch i ogień.
– Koszulka Damiana spaliła się błyskawicznie. Syn zrywał z siebie jej resztki. Rzucił się na trawę i toczył, żeby ugasić ogień.
Jednocześnie ściągał buty i skarpetki. Ja próbowałem zerwać z niego palące się spodenki – wspomina drżącym głosem ojciec poszkodowanego. – A oni tylko stali i patrzyli. Adam jeszcze się odgrażał. Potem syn pobiegł do łazienki i zaczął się polewać zimną wodą, a ja dzwoniłem na pogotowie. Gdy teraz o tym myślę, to – po pierwsze – cieszę się, że syn jest strażakiem, bo wiedział, jak się zachować. Gdyby stracił zimną krew, na pewno by już nie żył. Po drugie – dobrze, że stało się to pod domem. Nie wiem, czy gdyby nie doszło do tego w innym miejscu, to oni pozwoliliby mu się gasić. Dobrze, że przy tym byłem.
Damian trafił do Wschodniego Centrum Leczenia Oparzeń i Chirurgii Rekonstrukcyjnej w Łęcznej. Ma poparzone 30 proc. ciała, głównie plecy i bok. Wczoraj przeprowadzono u niego pierwszy przeszczep skóry. Cały czas cierpi. Problemem jest też psychiczne poradzenie sobie z traumą.
Po podpaleniu Adam G. i Kamil S. odjechali z miejsca zdarzenia. Szybko jednak wpadli w ręce policji.
– Pierwszy przyznał się, ale tłumaczył, że nie chciał zabić – relacjonuje Jerzy Ziarkiewicz, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Zamościu. – Z uwagi na zakres sprawy nie ujawniamy jego zeznań dotyczących motywów postępowania.
Poszło o romans?
To wiadomości wysyłane przez kobietę do kolegów męża były prawdopodobnie powodem tragicznych wydarzeń. Tak wynika z relacji Damiana dla programu „Uwaga” TVN: – Żona Adama, który mnie podpalił, wypisywała wiadomości do naszego wspólnego znajomego – Karola. On ją zablokował, żeby nie pisała do niego więcej. Zaczęła pisać do mnie, żebym przekazywał Karolowi wiadomości od niej – mówi poszkodowany. – Adam miał do mnie pretensje, że nie powiedziałem mu o tym, że jego żona szuka kontaktu z Karolem. Powiedział, że obaj jesteśmy dla niego skreśleni – dodaje pan Damian
Adam G. usłyszał zarzut usiłowania zabójstwa i został tymczasowo aresztowany na trzy miesiące.
– Sąd nie zastosował aresztu w stosunku do drugiego z mężczyzn biorących udział w zdarzeniu – mówi Krzysztof Tracz, sędzia Sądu Rejonowego w Zamościu. – Prokuratura chciała aresztowania w związku z zarzutem usiłowania zabójstwa. Brak było jednak dowodów na to, że Kamil S. wiedział, co chce zrobić główny podejrzany. Pewne jest tylko, że przywiózł go pod dom ofiary i wywołał ją z domu. Dlatego nie zastosowano też innych środków i zwolniono go do domu.
Prokurator się odwołuje
– W piątek Sąd Okręgowy w Zamościu podzielił nasze stanowisko, uchylił decyzję pierwszej instancji i zwrócił sprawę do ponownego rozpatrzenia – relacjonuje prokurator Ziarkiewicz i tłumaczy, że zarzut usiłowania zabójstwa, jaki usłyszał Kamil S., jest ściśle związany z nie udzieleniem pomocy Damianowi. – Plan działania obu mężczyzn dotyczył oblania benzyną i podpalenia, które skutkować miało śmiercią. Nie udzielenie pomocy też się z tym wiąże. Jeśli ktoś chce zabić, to zostawia człowieka w sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia. To działanie następcze.
Adamowi G. i Kamilowi S. grozi dożywocie. Kamil S. został dyscyplinarnie usunięty z OSP.
– Ani on, ani nikt z jego rodziny nie kontaktował się z nami. Nawet nie przeprosił – dodaje zrozpaczony ojciec.