To była scena jak z gangsterskiego filmu. Klienci stacji Statoil przy ul. Pewiaków w Zamościu byli przekonani, że są świadkami porwania.
- Nigdy tego nie zapomnę. Byłem przerażony - opowiada, nie kryjąc zdenerwowania 37-letni mieszkaniec Zamościa (imię i nazwisko do wiadomości redakcji), świadek zdarzeń. - Byliśmy przekonani, że to gangsterzy uprowadzają kobietę. Wszystko działo się bardzo szybko!
Mężczyzna wybrał się w poniedziałek ok. godz. 17 na stację, aby zatankować swoje auto. Gdy przy kasie regulował rachunek, usłyszał stłumione odgłosy a potem krzyki. Po chwili z toalety wyszedł mniej więcej 20-letni mężczyzna z... kobietą przewieszoną bezwładnie na ramieniu. W pomieszczeniu było ok. 10 osób. Wszystkich zamurowało.
- Chłopak się wtedy uśmiechnął i powiedział, wskazując ruchem głowy na kobietę, że przesadziła - opowiada nasz Czytelnik. - Następnie szybko pobiegł do mercedesa stojącego przed stacją. Wrzucił dziewczynę na tylne siedzenie. W aucie siedział też jakiś inny mężczyzna...
Młodzieniec siadł za kierownicą i próbował odjechać. Na drodze stało mu jednak kilka samochodów. Wyskoczył z auta. Zaczął głośno przeklinać i strofować kierowców. Wtedy dziewczyna otworzyła drzwi i próbowała uciec.
- Była w jakimś amoku - denerwuje się nasz rozmówca. - Nagle osunęła się i mocno uderzyła głową w drzwi auta. Wtedy ten facet doskoczył do niej i... znów wrzucił ją do samochodu. Odjechali.
Klienci i personel stacji zawiadomili policję. Ktoś spisał nawet numery rejestracyjne mercedesa. Policjanci zareagowali natychmiast. Na jednej z zamojskich ulic zatrzymali auto. Co się okazało? - Kobieta była pijana - tłumaczy młodszy aspirant Mariusz Sykała, zastępca naczelnika sekcji dochodzeniowo-śledczej zamojskiej policji. - Opiekował się nią jej chłopak. Odwiózł ją do domu.
- Nie widziałem całego zdarzenia, ale dużo słyszałem o nim od personelu - mówi tymczasem Jarosław Jarus, szef stacji Statoil w Zamościu. - Wszystko zarejestrowały kamery. Jeśli policja będzie miała nakaz, może nagranie odtworzyć.
- Bo na pewno nie wyglądało to na narzeczeńską sprzeczkę - dodaje zaniepokojony nasz Czytelnik. - Policja jeszcze raz powinna wszystko szczegółowo sprawdzić.