Noc z poniedziałku na wtorek. O godz. 20.40. Nadchodzi zgłoszenie o pożarze połaci traw w Szczebrzeszynie. Akcja trwa trzy godziny.
- Było naprawdę gorąco - relacjonuje kpt. Andrzej Szozda z zamojskiej straży pożarnej, który wczorajszą noc spędził na służbie. - Nie dość, że wezwań mieliśmy dużo, kolejne przychodziły w niewielkich odstępach czasu, to jeszcze pracę utrudniały warunki.
Przy ulicy Słodkiej w Szczebrzeszynie paliło się pięć ha trawy. Niby nic nadzwyczajnego, ale gdy strażacy dotarli na miejsce, okazało się, że dojechać do ognia nie sposób. Teren jest tam podmokły i grząski. - Trzeba było ściągnąć ponton i dopiero nim część ekipy ratowniczej dotarła do pożaru. Pozostali przemieszczali się z tłumicami (metalowa łopata umieszczony na końcu długiej tyczki) pieszo - opowiada Szozda.
Zanim ogień udało się ugasić, minęły trzy godziny. A w międzyczasie przyszedł sygnał o podobnym zdarzeniu z Bodaczowa. Płonęły cztery ha łąk, a sytuacja była identyczna. Dojazd odpadał, trzeba było biegać. Jakby tego było mało, wezwany do pomocy oddział ochotników z Wielączy stanął w drodze, bo zepsuł im się samochód. W końcu strażakom ze Szczebrzeszyna i jednostkom OSP z Niedzielisk, Wielączy i Bodaczowa udało się ugasić łąki.
Znacznie gorzej było w Iłowcu pod Skierbieszowem. Sygnał o pożarze budynku gospodarczego dotarł do dyżurnego w Zamościu o 1.31.
- Pali się obora. Zanim dojedziecie, może być już po wszystkim - zaalarmowała przerażona kobieta. Zanim zamojska jednostka wyruszyła w teren, odebrano kilka kolejnych telefonów. Ciasna, drewniana zabudowa sprawiła, że ogień rozprzestrzeniał się na sąsiednie budynki. - Obudziło mnie wycie syren - opowiada Jadwiga Maziarczyk, mieszkająca kilkaset metrów od miejsca, w którym doszło do pożaru. - Zerwałam się z łóżka i pobiegłam do okna. Widok był straszny, taki dym i ogień...
- Najgorsze było to, że w pobliżu płonących zabudowań stał dom. Na dodatek w Iłowcu nie ma hydrantu, a miejscowa OSP dysponuje tylko motopompą. Wodę trzeba było więc dowozić ze Skierbieszowa - tłumaczy kpt. Szozda. I wylicza, że w akcji wzięło udział w sumie 24 strażaków z Zamościa, a także Skierbieszowa, Debowca i Majdanu Skierbieszowskiego. Zużyli aż 70 metrów sześciennych wody.
Straty są spore. Według wstępnych szacunków sięgnęły 40 tys. zł. Tyle warte były dwie doszczętnie spalone drewniane stodoły, obora, budynek gospodarczy, sprzęt rolniczy i płody rolne. Udało się uratować dom i zwierzęta, które gospodarze sami wyprowadzili z płomieni. Przyczynę pożaru ma ustalić policja.