Sezon na kuligi w pełni. Obładowane ludźmi sanie suną m.in. po krasnobrodzkich i zwierzynieckich lasach. Zamojskie biura podróży prześcigają się w ofertach i pomysłach na przyciągnięcie klientów. Chętnych nie brakuje, bo ceny są "przyzwoite”.
Kuligi na Zamojszczyźnie organizowane są najczęściej w okolicach Zwierzyńca, Krasnobrodu, Suśca i Tomaszowa Lub. Biura podróży organizują transport takiej wycieczki np. z Zamościa.
Potem turyści wsiadają w sanie i przez ok. trzy godziny pędzą zwykle po leśnych bezdrożach. Ale nie bez przerwy.
Biura najczęściej na leśnych polanach organizują ogniska. Wtedy można odetchnąć, zjeść pieczoną kiełbasę, bigos i wypić grzane wino (są zwykle w ofertach).
To nie koniec atrakcji. Dla dzieci organizowane są zjazdy z górek na workach z sianem, konkursy na najpiękniejszego bałwana (oczywiście takiego ze śniegu) i bitwy na kule śnieżne.
Biura podróży organizują zwykle kuligi dla grup zorganizowanych, powyżej 20 osób. Bo tylko wtedy im się to opłaca. Ile trzeba za takie szaleństwo zapłacić? Dorośli muszą wydać na taką zabawę od ok. 30 do 50 zł, dzieci zwykle o ok. 10 zł mniej.
– Sezon kuligowy zaczyna się zwykle od pierwszego śniegu i kończy dopiero w połowie marca – mówi pracowniczka zamojskiego biura podróży. – Tak było przynajmniej w ubiegłym roku. Jak to jest możliwe? W lasach śnieg leży znacznie dłużej niż np. w miastach. Warto to wykorzystać. Kuligi to wielka atrakcja. Zwłaszcza dla dzieci.
Andrzej Gwiazdowski, właściciel jednego z zamojskich pubów chciał zorganizować kilka dni temu własny kulig. Skrzyknął nawet kilkunastu przyjaciół i klentów. Wyjazd jednak nie wypalił…
– Znalazłem nawet kilku rolników, którzy mieli kilkuosobowe sanie – tłumaczy. – Chcieli od nas po 100 zł. za taki wypad. Tyle, że nam się zamarzył kulig w nocy. Bo atmosfera przy ognisku jest wtedy fajniejsza. Ale rolnicy w nocy do lasu jeździć nie chcą. No i się nie dogadaliśmy.