Traktuje to miejsce, jak swój folwark - skarżą się młodzi zamościanie, korzystający ze skateparku nad Łabuńką.
Bartek Kalita mieszka przy ul. Lwowskiej, ale kiedy chce pojeździć na desce, wybiera się na Promyk. - Blisko mojego domu, na boisku Gimnazjum nr 2, też są podobne obiekty, ale okolica jest nieciekawa. Dlatego wolę ten skatepark - tłumaczy nastolatek.
Problem w tym, że on, podobnie jak inni skaterzy z oddalonych od Promyka części Zamościa byli zmuszeni toczyć regularne boje z przewodniczącym tego osiedla. Jakiś czas temu Leszek Łuczka wezwał nawet Straż Miejską i policję, by wygonić grupę "napływowych”. Dlaczego? - Bo jak się zjedzie młodzież z całego Zamościa, to dla okolicznych dzieci nie ma już miejsca - tłumaczy przewodniczący.
Zapewnia jednak, że najważniejsze jest coś zupełnie innego. - Odpowiadam za ten obiekt i przestrzeganie jego regulaminu. Gdyby jeździli kulturalnie i z zachowaniem zasad bezpieczeństwa, nie byłoby problemu - przekonuje Łuczka.
Popierają go dorośli mieszkańcy osiedla. - Jak pan Łuczka ich pilnował, było w porządku. Kiedy go jednak nie ma, to bez przerwy jakieś k... i ch... lecą. Głowa od tego puchnie - opowiada Stanisław Siemko. - Dookoła tego placu biega mnóstwo małych dzieci. Podpatrują, podsłuchują starszych i zaraz powtarzają te brzydkie wyrazy.
- Zdarza się, że ktoś przeklnie, czy zapali papierosa - przyznaje Michał, który na rolki przyjeżdża do Zamościa aż z Kalinowic. - Ale naprawdę upominamy się nawzajem i jest spokój.
Skaterzy postanowili zapobiec kolejnym interwencjom Łuczki i wydelegowali swoich kolegów do magistratu. - Bo regulamin mówi tylko o tym, że korzystać z obiektu należy tak, by nie stwarzać zagrożenia dla innych. Nie ma w nim mowy o jakiejkolwiek rejonizacji. Wybrałem się więc do Urzędu Miasta i rozmawiałem osobiście z prezydentem Zamoyskim - opowiada Bartek Kalita. - Był zaskoczony tym, co ode mnie usłyszał. Interweniował. Od tamtej pory korzystamy z obiektu do woli. Mam nadzieje, że tak już będzie.