Mieszkańcowi podzamojskiej wioski, który trafił do "starego” szpitala ze złamaną nogą, trzeba ją było w końcu amputować.
Przypomnijmy. W październiku 2002 roku pan Tadeusz uległ wypadkowi drogowemu. Z otwartym złamaniem kości piszczelowej nogi trafił do szpitala przy ul. Peowiaków.
Po przyjęciu założono mu opatrunek gipsowy i zastosowano wyciąg szkieletowy. Podczas hospitalizacji wszystkie decyzje dotyczące leczenia prowadził Zbigniew Ch., ordynator oddziału urazowo-ortopedycznego Zamojskiego Szpitala Niepublicznego.
Dwa tygodnie później przeprowadzono operację, po której m.in. założono dwa dreny i zamknięto ranę. Kolejne zabiegi polegały na usunięciu tkanek zakaźnych ze strefy otwartego złamania. Po ponad trzech miesiącach pacjent został wypisany do domu. Na nodze miał gips, ale rana się nie goiła. Przez cały czas wypływała z niej wydzielina ropna.
Pokrzywdzony kilka razy zgłaszał się do poradni ortopedycznej, gdzie otrzymywał jedynie leki przeciwbólowe i zalecenia dotyczące zmiany opatrunków. Z uwagi na stan zapalny tkanek, lekarz rodzinny skierował go do szpitala. Później pan Tadeusz był jeszcze kilka razy hospitalizowany, przebywał też w PSK nr 1 w Lublinie. W marcu 2005 roku na żądanie pacjenta amputowano mu nogę.
Grozi za to do 3 lat pozbawienia wolności. Według prokuratury, ordynator, który sprawował bezpośrednią opiekę nad pacjentem i miał obowiązek troszczenia się o niego, ograniczył proces leczenia otwartego złamania nogi, mimo że stan pacjenta wymagał operacyjnego ustabilizowania złamania.
Śledczy oparli się na opinii biegłych lekarzy z Katedry i Zakładu Medycyny Sądowej we Wrocławiu, z której wynikało, że lekarz powinien zastosować jedną z uznanych metod operacyjnych, nieuzasadnione było też przedłużanie leczenia za pomocą opatrunku gipsowego.
Ordynator nie przyznał się do winy. Złożył obszerne wyjaśnienia, w których opisał proces leczenia, podnosząc, że był prawidłowy. W czerwcu Sąd Rejonowy w Zamościu umorzył postępowanie – Zbigniew Ch, działał nieumyślnie, a ściganie takiego przestępstwa następuje na wniosek pokrzywdzonego. A pan Tadeusz tego nie chciał. Mimo to sprawa wraca znowu do sądu.