Chcieć nie znaczy zawsze móc. Przekonał się o tym 51-letni palacz centralnego ogrzewania z Tomaszowa Lubelskiego, który chciał na rowerze dojechać do pracy, ale nie mógł, bo był pijany jak bela.
Z daleka czuć było od niego alkohol, co szybko potwierdziło badanie. Stanisław T. miał w organizmie 2,76 promila. Po udzieleniu pomocy medycznej, mundurowi odwieźli go do domu.
Ustalono, że zatrudniony w jednej z tomaszowskich firm palacz śpieszył się nocną zmianę. A że był pod wyraźnym wpływem alkoholu, po drodze spadł z roweru i już nie wstał.
- Mężczyzna odpowie przed sądem za kierowanie w stanie nietrzeźwości i złamanie sadowego zakazu prowadzenia wszelkich pojazdów mechanicznych oraz rowerów - informuje Ireneusz Stromidło, rzecznik prasowy tomaszowskiej policji.
Grozi za to do 3 lat więzienia. Nie wiadomo, jak pracodawca podejdzie do jego ostatniej nieobecności.