Nie wiadomo, o co poszło. Koledzy uciekli, Janusz P. nie zdążył. Sprawcy pobili go do nieprzytomności, zabierając na koniec telefon komórkowy.
Chodzi o 20-letniego Radosława B. i 18-letniego Stanisława B.
- Oskarżyliśmy ich o pobicie ze skutkiem śmiertelnym oraz rozbój - informuje Artur Kubik, szef Prokuratury Rejonowej w Zamościu, która skierowała do sądu akt oskarżenia.
Za pierwszy czyn grozi do 10, za drugi - do 12 lat więzienia. Stanisław B. odpowie dodatkowo za złamanie sądowego zakazu wstępu na masowe imprezy sportowe, a także za groźby i znieważenie policjantów.
W listopadzie ub. roku funkcjonariusze patrolujący zamojskie Stare Miasto otrzymali informację, że na klatce schodowej kamienicy przy ul. Grodzkiej leży nieprzytomny człowiek. Ustalono, że to 49-letni Janusz P.
Miał rozległą ranę w okolicy potylicznej. Już na pierwszy rzut oka było widać, że padł ofiarą rozboju. Z kieszeni ktoś wyciągnął mu telefon komórkowy warty 150 zł. Karetka odwiozła nieprzytomnego mężczyznę do szpitala, a policja zaczęła szukać sprawców.
Ustalono, że Janusz P. feralnej nocy przyszedł w odwiedziny do znajomej i wspólnie z dwoma kolegami pił alkohol. Gdy ujrzeli dno w butelce, postanowili uzupełnić zapasy. Przy ulicy Grodzkiej podeszli do nich Radosław B. i Stanisław B. z dwiema kobietami.
Rozmowa szybko przerodziła się w sprzeczkę, później doszło do szarpaniny. Kompanom 49-latka udało się schronić w mieszkaniu, Janusz P. nie zdążył. Radosław B. wspólnie ze Stanisławem B. zadawali mu ciosy rękami po całym ciele, a gdy upadł kopali po głowie. Stanisław B. trafił tej samej nocy na izbę wytrzeźwień, gdzie przekazał do depozytu... komórkę ofiary.
Janusz P. zmarł po czterech tygodniach. Z treści opinii sądowo-lekarskiej wynika, że przyczyną zgonu stały się obrażenia śródczaszkowe powikłane zapaleniem miąższu płucnego. Biegli nie mieli wątpliwości, że pomiędzy pobiciem a zgonem istnieje związek przyczynowo-skutkowy.
Stróże prawa zatrzymali sprawców. Na ich spodniach, kurtkach i butach zabezpieczono ślady krwi ofiary. Podczas zatrzymania Stanisław B. znieważył policjantów i groził im zabójstwem. Sąd zastosował wobec obu sprawców areszt tymczasowy. Siedzą do tej pory. Podczas śledztwa nie przyznali się do pobicia Janusza P. Twierdzą, że feralnej nocy pili alkohol u Radosława B., a telefon Stanisław B. kupił okazyjnie najprawdopodobniej od obywatela Ukrainy.