Artur Pszenniak, pochodzący ze Skierbieszowa (pow. zamojski) sportowiec amator, którego celem jest pokonywanie własnych barier pobił rekord świata w najdłuższym meczu piłki nożnej futsalowej. Zwyciężając jednocześnie pomagał.
Pszenniak sportem zajmował się od dzieciństwa. Reprezentował szkołę w „Czwartkach lekkoatletycznych”, grał w Ostoi Skierbieszów. W trakcie studiów w Szczecinie zajął się sportami wodnymi.
– Potem przeniosłem się do Warszawy – opowiada. – Jestem menadżerem w firmie spedycyjnej, ale sport jest w moim życiu stale obecny. Codziennie przed pracą trenuję. W zależności od tego, do jakich aktywności się szykuję, jest to bieganie, trening siłowy lub aerobowy.
Tych aktywności jest wiele. Pan Artur ma za sobą m.in. 17 niezwykłych maratonów, w tym w Tel Avivie (Izrael), czeskiej Pradze czy Warzazat (Maroko). Ten ostatni to słynny Runmageddon Sahara, czyli bieg w którym pokonać trzeba 100 km przez rozgrzaną pustynię.
– Ostatnio przebiegłem Hell of a Hill w Anglii, czyli 5 maratonów w ciągu 5 dni – mówi z dumą. – W klasyfikacji ogólnej zająłem tam czwarte miejsce.
W ostatni weekend brał udział z grupą sportowych przyjaciół z całej Polski w biciu Rekordu Guinnessa w najdłuższym meczu piłki nożnej na zasadach futsalu. Rekord należał dotychczas do Anglii i wynosił 50 godzin. Polacy ustanowili nowy rekord świata - 51 godzin.
– Było trudno – przyznaje Pszenniak. – Graliśmy przez 100 minut, po czym następowała dwugodzinna przerwa. Była chwila na regenerację, ale tylko częściową. Spać się nie udało, bo organizm był bardzo rozbudzony. Adrenalina, emocje działały. W ciągu 51 godzin łącznie przespałem zaledwie cztery. Gigantyczne zmęczenie dało o sobie znać dopiero, gdy położyłem się w domu we własnym łóżku ze świadomością, że mamy rekord.
Emocje były tym silniejsze, że jednym z celów bicia rekordu była zbiórka pieniędzy na kolegę Tomka walczącego z niezwykle rzadką chorobą nowotworową. Na kolejny etap leczenia potrzebne jest 60 tys. zł. Chorego można wesprzeć wchodząc za pośrednictwem portalu zrzutka.pl („Wsparcie leczenia terapią Gersona”).
– Liczę na to, że nazbieramy te pieniądze i Tomek wróci do zdrowia. Kiedy to się stanie, to w przyszłym roku czekają mnie kolejne wyzwania – mówi Pszenniak. – W marcu wracam na Saharę, by tym razem pokonać 120 km przez 4 dni. W sierpniu przygotowywać będę się do 10 maratonów w 10 dni. Moim celem i marzeniem jest jednak triatlon. Chcę przekraczać kolejne bariery.