Wycie strażackich syren obudziło wczoraj o świcie mieszkańców Zamościa. Płonął opuszczony hotel "Delii” przy ul. Prostej.
- W budynku nikt nie mieszkał - informuje Krzysztof Rusztyn, dyrektor Wydziału Spraw Obywatelskich i Zarządzania Kryzysowego Urzędu Miasta Zamościa.
Na szczęście, bo pożar rozprzestrzeniał się błyskawicznie. - Budynek miał bardzo palną konstrukcję - mówi kpt. Jacek Sobczyński, rzecznik Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Zamościu.
Barak zbudowany był z płyt paździerzowych i pilśniowych z watą szklaną w środku. Dach pokrywał łatwopalny eternit. - Trzeba było podać duże ilości wody - opowiada kpt. Sobczyński.
Pożar wybuchł po godz. 4. Na miejscu zjawiło się kilkudziesięciu strażaków z jednostek ratowniczo-gaśniczych z Zamościa i Szczebrzeszyna oraz ochotnicy z Wierzby, Sitna, Białowoli i Mokrego. Choć barak spłonął doszczętnie, nie dopuszczono, by ogień przeniósł się na sąsiadujące budynki, w tym m.in. bliźniaczy barak z kilkoma mieszkańcami.
Policja szybko wpadła na trop podpalaczy. To dwaj 15-letni mieszkańcy Zamościa. Gdy były hotel robotniczy zaczął się palić na dobre, skryli się na jednej z klatek schodowych przy ul. Infułackiej. - Przyznali się do podpalenia - mówi kom. Joanna Kopeć, oficer prasowy zamojskiej policji. - Obaj młodzieńcy są nam dobrze znani. W tej chwili mają orzeczony nadzór kuratora.
Gdy jednak po opuszczeniu baraku zauważyli wydobywające się z okien płomienie i dym, wzięli nogi za pas.